Uśmiecham się, żeby każdy dał mi już spokój. Aby się nie martwili o mnie ciągle.
Duszę w sobie wszystkie uczucia. Zakładam maskę.
Serce pęknięte nie wiem, czy je uda się posklejać.
Nic już nie jest takie same od twojego odejścia.
W oczach trzymam łzy tak trudno je powstrzymać , zagryzam zęby.
Funkcjonuje bo musze.
Myślę o tobie każdego dnia. Tak bardzo za tobą tęsknie.
Kocham cię aniołku.
Autor: Anonimowa
10 czerwca 2022 straciłam ciążę w którą zaszłam z aktualnym partnerem ..
Od początku..o ciąży dowiedziałam się pod koniec kwietnia byłam w jakimś 6-7 tygodniu , staraliśmy się bardzo długo, już myślałam że po mojej dwójce dzieci już nie jest mi dane zajść w ciążę , ale się udało , cieszyłam się bardzo .. moja radość trwała do 12 tygodnia gdy na kontrolnym USG zobaczyłam na monitorze małe ciałko zwisające ku dołu , bez ruchu , bez bicia serduszka , w 8 tyg było jeszcze wszystko w porządku mimo mojej anemii i pobycie w szpitalu .
Lekarz nie mówiąc nic wypisał mi skierowanie na zabieg wywołania poronienia i na łyżeczkowanie , mój świat się zawalił , serce pękło na milion kawałków których nie mogę poskładać.
11 czerwca mieliśmy zaproszenie na wesele , było już potwierdzone , wyszłam ze szpitala , ubrałam maskę uśmiechniętej miny , pojechaliśmy . O mojej ciąży wiedziała garstka znajomych , sama para młoda nie miała pojęcia . Do czasu .. jak odezwałam się że Panna młoda nie powinna palić fajek , zażartowalam żeby sobie zapaliła zioła .. na to Panna młoda odparła i Mówi to kobieta w ciąży , wtedy moja maska uśmiechniętej spadła , zakrecilam się w drugą stronę i uciekłam z płaczem po czym najbliższe kilka h siedziałam w aucie żeby nie psuć im ich święta. Chciałam wrócić do domu .. mój partner ze mną wrócił ale miałam wrażenie że wesele było dla niego ważniejsze niż moje samopoczucie i to że byłam w rozsypce . Potem ciągle tylko słyszałam , weź się w garść , czego płaczesz , nie ty pierwsza i nie ostatnia , dodawał mi tylko bólu , który i tak mnie rozdzierał od środka .. dużo nie brakowało a bym od niego odeszła . Trafiłam do psychiatry, nie mogłam spać , miałam koszmary , gdyby nie moja dwójka dzieci załamała bym się całkowicie , trzymałam się tylko dzięki nim . Po 3 miesiącach wróciłam do pracy , a w listopadzie okazało się że znowu zaszłam w ciążę , cieszyłam się .. ale z tyłu głowy było a co jeśli znowu się powtórzy .. dostałam tabletki na podtrzymanie , zrobiłam pakiet badań żeby wszystko wykluczyć a gdy weszłam w 6 tydzień poroniłam przed samą wigilia , to były najgorsze święta w moim życiu , okazalo się że pęcherzyk był nieregularny i to było do przewidzenia. Przyjęłam to ze spokojem .. wszyscy myślą że pogodzilam się ze sytuacja , a ja po prostu nie chce tego zakłamanego spojrzenia i mówienia z litosci że będzie dobrze , że jeszcze się uda . Nie mam siły tłumaczyć że ja już nie umiem się cieszyć z najprostszych rzeczy , że mój świat legł w gruzach i że nie mam ochoty na rozmowy o tym. Płacze nocą w poduszkę , gdy zostaje w domu sama , gdy dzieci są w szkole a partner w delegacji wyje w głos bo tylko wtedy czuję ulgę która przychodzi tylko na chwilę .
Najgorsze było brak zrozumienia partnera . Bo rodzina jako tako próbowała mnie wesprzeć ale nie takiego wsparcia oczekiwałam.