W wieku 23 lat wyszłam za mąż za Maćka – moją pierwszą miłość jeszcze ze szkolnej ławki. Od razu zaczęliśmy starać się o dziecko. Udało się po dwóch miesiącach – mieliśmy szczęście. Zresztą obce były mi myśli, że coś mogłoby się nie udać. Byliśmy młodzi, zdrowi…
Wszystko zawsze się nam układało
Tak naprawdę chyba nawet tego nie doceniałam – nasze szczęśliwe życie było po prostu codziennością. Pierwsze tygodnie ciąży to była prawdziwa euforia… Zaplanowaliśmy już całe życie naszej Gosi (jakoś tak zawsze ją nazywam), od dziecięcego pokoiku, przez pierwsze kroczki, zabawy i wycieczki… aż po jej studia!
W ogóle nie myślałam o poronieniu
Właściwie wydawało mi się, że takie rzeczy zdarzają się tylko wtedy, gdy kobieta naprawdę nie dba o siebie i nie chce dzidziusia, a nie mnie – „normalnej dziewczynie”. Dlatego kiedy w 12 tygodniu ciąży poczułam dziwny ból brzucha, wcale się nie przejęłam.
Myślałam, że to po prostu związane z ciążą, zwykły ból, zaraz przejdzie. Wieczorem pojawiło się silne krwawienie. Maciek natychmiast zabrał mnie do szpitala, gdzie musiałam czekać na lekarza kilka godzin. „Są ważniejsze przypadki” – tak mówili.
Diagnoza – „poronienie w toku”
Byłam dziwnie spokojna, a właściwie – czułam się jak w filmie. Byłam główną bohaterką horroru, a jednocześnie patrzyłam na siebie z boku. Zupełnie nie wiedziałam, co się dzieje, że jak to, że moja Gosia nie żyje?! Ale przecież to niemożliwe, dobrze się odżywiałam, zawsze byłam zdrowa, tak szybko udało się zajść w ciążę…
Maciek zachował zimną krew – znalazł w szpitalu ulotki na temat poronienia. Powiedział lekarzowi, że chcemy zrobić genetyczne badania dziecka, aby je pochować, żebym mogła skorzystać z urlopu macierzyńskiego, a także aby poznać przyczynę dlaczego tak się stało. Mnie to było w sumie obojętne… Jak wszystko wtedy…
Czy wszystko ze mną w porządku?
Na początku obwiniałam siebie… Że coś ze mną nie tak, że może nie mogę mieć dzieci, że pewnie nie zostanę mamą, bo jestem chora… Wiecie, tysiąc myśli na sekundę. Ale później przyszły wyniki badań naszej Gosi. Wada genetyczna… Nasze maleństwo było po prostu bardzo chore 🙁 Rozmawialiśmy z genetykiem, który wszystko nam wytłumaczył, że takie choroby pojawiają się losowo.
Nie zmniejszyło to wcale mojego smutku, to oczywiste. Czekaliśmy przecież na Gosię. Ale pozbyłam się poczucia winy, które wcześniej rozrywało mi serce. I zyskałam nadzieję, że na pewno kiedyś się uda.
Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, napisz do nas na adres info@poronilam.pl
Przeczytaj też inne historie TUTAJ >>> Wasze historie