Nigdy w życiu nie poroniłam, u mnie było inaczej. Rok 2015 dwie kreski, test pozytywny. Cieszyliśmy się jak dzieci. Pierwsze USG: „jest Pani w ciąży, 6 tydzień, proszę przyjść za dwa tygodnie, sprawdzimy wszystko jeszcze raz”. Tydzień ósmy: „wypiszę Pani skierowanie do szpitala, przykro mi, nie widzę zarodka”.
Wszystko potoczyło się szybko
USG – jeden lekarz, drugi i trzeci potwierdza. Brak zarodka, puste jajo płodowe. Płacz, rozpacz. Tabletki, łyżeczkowanie, na drugi dzień do domu. Rok 2016. Kolejna próba. Tydzień 6 – krwawienia, diagnoza ciąża pozamaciczna w jajowodzie. Znów płacz, rozpacz. Laparoskopia. Jajnik pozostał.
Rok 2017. Miesiączki brak. Test – ledwo widoczna druga kreska, ale jest. Radość. Trafiłam do szpitala z plamieniami. Od razu wyrok: ciąża pozamaciczna. Laparoskopia. Po wybudzeniu okazuje się, że jednak jej nie było w jajowodach. Strach, co dalej.
Tydzień później. Jest, jest fasolka
Wypis do domu. Trzech lekarzy specjalistów, by stwierdzić, czy wszystko dobrze. Ciąża zdrowa, dziecko rozwija się prawidłowo. Tydzień 13 – badania, USG genetyczne, „mają państwo zdrową córeczkę”. Radość, łzy szczęścia. Julka, tak będzie miała na imię.
Tydzień 15 – nagle mdłości, mdlenia. Mąż zabrał mnie do szpitala. Stwierdzili, że taki przypadek to na chirurgie, ale mąż nie dał za wygraną. USG: z dzieckiem wszystko dobrze. „Zostawimy Panią na obserwacji”. Kolejny dzień – bóle brzucha, wymioty. Nie mogłam się ruszać, z bólu mdlałam.
Zabrano na USG jamy brzusznej
„Ma Pani płyny w jamie otrzewnej”. Szykownie do operacji. Laparotomia. Operacja trwała trzy godziny. Obudziłam się i pytam, co z moją córka. Lekarka prawie płacze „przykro mi, ale nie mogliśmy uratować dziecka, pękła Pani macica. Dziecko było w rogu macicy. Miała Pani krwotok wewnętrzny, musieliśmy ratować Panią”.
Znów płacz, rozpacz większa niż kiedykolwiek w życiu. Pogrzeb naszego maleństwa odbył się tylko dla nas. Nikogo tam nie chciałam. Słowa „przykro mi, będzie dobrze, zajdziesz jeszcze w ciążę” dobijają mnie do dziś dnia. Ciągle wizyty u lekarzy tym bardziej.
Inni mówią „są szanse”, a inni „mogli Pani już usunąć macicę, nie było by problemu”
Wiecie kochane, jak jest instynkt macierzyński, pragnienia. Moją Julcię odwiedzam na cmentarzu, zamiast widzieć, jak rośnie. Ból nie do opisania. Czekałam rok, by tu napisać, bo bałam się, że przecież nie poroniłam i czy mogę tu pisać? Życzę Wam, by Wam się udało. Za rok udam się na in vitro, może to coś da.
A za Wasze Aniołki mogę się całym sercem. Dziękuję, jeżeli mnie wysłuchałaś.
Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, wypełnij formularz.
Przeczytaj też inne historie TUTAJ >>> Wasze historie
Zdjęcie: ©goszka/pixabay.com