Całe życie mówiłam: „Dzieci to nie dla mnie, kariera najważniejsza i spełnianie materialistycznych marzeń”. Pewnego dnia to po prostu przyszło i poczułam, że chcę mieć dzieci. Zaczęliśmy starania z mężem. Udało się za drugim razem. Nie wytrzymałam i zrobiłam test bhcg parę dni przed terminem miesiączki, bo po prostu to czułam.
Tak jest! Udało się!
Za dwa dni powtórzyłam, czy poziom rośnie – wszystko super. Po 3 dniach od dobrej nowiny zaczęłam mieć bóle brzucha razem z okropnym bólem w dole pleców, ale tłumaczyłam sobie, że to macica się rozciąga.
Kolejnego dnia dostałam dość obfitego plamienia. Wycieczka na izbę, USG nic nie pokazało, ale uspokajali mnie, że to bardzo wcześnie. Bhcg urosło, ale plamienie zamieniało się w krwawienie, więc brałam tony leków przepisanych z nadzieją, że będzie wszystko dobrze.
Miałam leżeć cały weekend, odpoczywać. W poniedziałek z samego rana pobiegłam na krew. Po południu były wyniki – poziom bhcg znacznie spadł. Łzy mi popłynęły po policzkach. Ciąża biochemiczna. Minął tydzień, a ja wciąż mam napady płaczu i smutku, bo nie do końca rozumiem, dlaczego.
Nie dociera to do mnie
Pomimo, że rozumiem: wady genetyczne, natura działa, to jakby to do mnie nie dociera. Najgorsze jest to, że parę bliskich osób o tym wiedziało i usłyszałam „Nie przejmuj się, jeszcze będziesz w ciąży”. Ludzie są podli.
Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, wypełnij formularz.
Przeczytaj też inne historie TUTAJ >>> Wasze historie
zdjęcie: pixaby.com