Jestem mężatką. Dumną mama dwóch synków z 2014 i 2017.
Miałam również mieć 3 dziecko. Ostatnia ciąża była sporym zaskoczeniem dla Nas, ale mój mąż się bardzo cieszył. Ja miałam obawy co do tego, czy damy sobie radę z 3jką dzieci tym bardziej że jedno miało dopiero rok i 3 miesiące. Ale nie powiem marzyłam o córce.Wszyscy nam gratulowali życzyli córki.
Gdy zaszłam w ciążę moja siostrzenica zmagała się z nowotworem – to był trudny czas
Umierała nam w oczach mając zaledwie 18 lat … ostatnie moje spotkanie z nią było 2 tyg. od pokazania się 2 kresek na teście. Z uśmiechem na twarzy powiedziała mi ,,Mam nadzieję, że teraz będzie dziewczynka„ a ja powiedziałam, że wyzdrowieje i będzie matką chrzestną dziecka nawet jeśli chrzest miał odbyć by się w domu ze względu na jej stan zdrowia. Pomimo że było źle miałam w sobie nadzieję, że pokona raka.
W tym dniu mąż zabrał mnie na kolacje we dwoje. W jego oczach widziałam szczęście.
Nie sądziłam wtedy, że tak długo będzie trwać. Minęły 2 tygodnie wszyscy oswoiliśmy się ze już wchodzę w 3 miesiąc ciąży. Stan mojej siostrzenicy się pogorszył. Najbliżsi i siostra ukrywali ten fakt – nie chcieli mnie martwić. Ja nie świadoma do brzucha śpiewałam, mówiłam, że będzie moja Lilianka. Niestety na dniach nie żyłam już szczęściem. Przyszedł mój Tata i oznajmił, że moja siostrzenica jest w śpiączce, że z nią nie najlepiej… pobiegłam do szwagra i siostrzenicy. Cały dygotał. Palił papierosa za papierosem i oznajmił, że jeśli dożyje młoda jutra to będzie cud.
Dał mi do zrozumienia najgorsze…Ja dalej nie mogłam z tym się oswoić w sercu. Dalej był płomyk Nadziei – mały, bo mały, ale się palił. Niestety tego dnia na wieczór odeszła moja piękna, inteligentna, wesoła siostrzenica. Potwierdziło się najgorsze. Płomyk zgasł.
Zapominając przez moment o ciąży wpadłam w furię i rozpacz.
Mój mąż przez pół godz. nie mógł mnie uspokoić. Na drugi dzień szwagier pojechał do siostry. Nie było nikogo na miejscu prócz mnie z najbliższej rodziny. Poprosili mnie o pójście do kościoła i ustalenie z księdzem daty pogrzebu i ubiór do trumienki… Zadzwoniłam do kuzynki. Nie byłam w stanie sama tego załatwiać. Na fb każdy udostępniał młodej zdjęcie i sentencje …. to był koszmar. Kiedy trzymałam garsonkę dla niej mało nie zemdlałam – myślałam, że będę ubierać ja do ślubu… W kościele też było ciężko. Miałam żal do Boga, że pozwolił jej przegrać z rakiem. Na następny dzień mieli wrócić ze szpitala wszyscy, a jednak bez niej … Miałam odebrać młodszą siostrzenicę (niczego nie świadomą) – czekała na mamę, tatę i siostrę …. Schodząc po schodach w tym momencie poczułam, że coś ze mnie poleciało. Doszłam do mojej mamy w momencie gdy siostra oznajmiała młodszej córce gdzie jej siostra i co się stało.
Odkryłam na bieliźnie plamę krwi i krzyknęłam tylko do mojej mamy: „poroniłam!”
Mój szwagier spojrzał się na mnie jakby to był prawdziwy koszmar w naszej rodzinie. Mama kazała mi leżeć. Zadzwoniłam po kuzynkę by zawiozła mnie do lekarza. Pojechaliśmy do szpitala. Tam od razu zaznaczyli, że będę musiała zostać i zapomnę o pogrzebie i byciu z rodziną w tych najgorszych dla nas dniach. Dlatego postanowiłam iść prywatnie do lekarza, który prowadził ciąże mojej Lilianki. Dał mi tabletki na podtrzymanie i kazał tydzień leżeć plackiem.
Serduszko jeszcze biło i znów kolejna nadzieja
Oczywiście zabronił mi pójścia na pogrzeb. Powiedział ,,ale zrobi Pani jak uważa„. Minęło kilka dni. Leżałam, ale na pogrzeb poszłam. Nie wyobrażałam sobie tam nie być w tej ostatniej drodze. Myślałam, że nic gorszego nie może nam już się przydarzyć. Jednak się pomyliłam. 2 dni później poszłam na kontrolę… serduszko dziecka przestało bić. Usłyszałam: „Niestety ciąża obumarła„. Życie dało mi drugiego kopa w tym samym czasie. Lekarz kazał iść do szpitala na skrobankę … a że u Nas mały szpital i mało lekarzy kazali mi przyjść po weekendzie, bo anestezjolog jeden na cały szpital. Jak gdyby nigdy nic kazali mi z martwym płodem w brzuchu wrócić do domu. Wróciłam poszłam pod prysznic i wyleciała ze mnie cała kosmówka.
Wyszłam z wanny zapłakana
Zadzwoniłam do męża, że nasze dziecko jest w wannie. Nie wiedziałam co mam zrobić. Zadzwoniłam do szpitala na ginekologię. Kazali jak najszybciej dostarczyć płód, jeśli chcę pochować. Nie wyobrażałam sobie mając dwójkę dzieci wyrzucić trzecie tylko dla tego bo jest jeszcze „płodem”. Zrobiliśmy badania genetyczne. Wyszło, że miałabym córkę. Od razu postanowiłam pochować koło mojej siostrzenicy . W końcu moja siostra straciła urodzone, a ja nienarodzone. Będziemy razem je odwiedzać.
W USC nadałam imię Nadzieja Liliana, bo odeszła razem z nadzieją na wszystko … i teraz mam dwoje aniołków w niebie.
Pisze to dziś, bo już by mi się zbliżał termin porodu. Nadal mi jest ciężko z tymi się pogodzić, że jedna chwila zmieniła moje życie aż tak. Nie tak miało być … miałam mnieć je tu dwie a nie ma ani jednej.
Klaudia