Zaczęło się niewinnie. Nie byłam nie byliśmy przygotowani na to. Zawsze byłam pewna, że nie będę w ciąży. Bałam się tego, a teraz strasznie chciałabym być, ale ponad pół roku nie wychodzi.
Od 16 roku życia cały czas się leczę. Po ciężkim roku, gdzie był szpital za szpitalem, gdy nagle 18-letniej dziewczynie wali się cały świat i po diagnozie – choroba genetyczna – hemodializa nagle wychodząc ze szpitala dostaję kartkę „konsultacja ginekologiczna w sprawie resekcji układu rozrodczego”. Było to dla mnie szokiem! Po tylu licznych operacjach przyszedł moment, że zwątpiłam. Na szczęście trafiłam na waleczną panią doktor ginekolog, która powiedziała, że nie wyrazi na to zgody. Nigdy! Nawet jakby okazało się, że mam nowotwór.
Choroba genetyczna zjada organizm od środka
Gdy po horrorze ze szpitalami i lekarzami i po 3 latach brania hormonów nagle wychodzisz na prostą – widzisz nadzieję. Zapaliło się światełko! 3 miesiące od odstawienia hormonów zobaczyłam 2 kreski na teście. Szczęście, radość, gratulacje! Niestety szczęście nie trwało wiecznie. 11 tydzień, zwykła wizyta… poronienie zatrzymane…. Ból rozrywający mnie od środka. Szpital i łyżeczkowanie, milion badań. I pustka którą czuję do dziś od zabiegu. Wszyscy po tym mieli mnie za silną, bo przed nikim nie płakałam tylko zawsze w poduszkę. Dostałam nawet kondolencje i zdanie: „To przecież jeszcze nie było dziecko… jesteś młoda za chwilę znów ci się uda”.
Tak jestem młoda i co z tego…
Dziś mija dzień, w którym nasze maleństwo miało być już z nami. Niestety nigdy nie będzie. Minęło pół roku, a ja się coraz bardziej boję, że to było jeden jedyny raz i już nigdy się to nie powtórzy. Po milionie badań diagnoza – zaostrzenie choroby genetycznej i mutacje to doprowadziło do tego. Choć ja cały czas się obwiniam… gdybym nie poszła na zajęcia, gdybym nie kłóciła się z rodziną może nasze maleństwo byłoby dziś z nami. Nie życzę nikomu tego, co przeszłam i dalej przechodzę, bo jak na razie leczenie nie skutkuje, a ja z każdą miesiączką czuję się coraz słabsza. Z każdą miesiączką chcę odpuścić, bo po co…po co miesiąc zdychać, katować się lekami, a stymulacje progesteronem i sterydem nie przynoszą żadnych efektów.
Lekarze prowadzący do dziś są zdania, że z tak fatalnym stanem zdrowia cud, że wtedy się udało. Choć słyszałam od nich co wizytę, że dla własnego dobra niech Pani w ciążę nie zachodzi lepiej, bo stan zdrowia bardziej się Pani posypie. Chcę zajść w ciążę. Staramy się, ale nie wychodzi, a ja coraz bardziej się boję. Boję się o to, że jak się uda ja sobie nie dam rady, bo wiąże się to z mocnym bólem, jak i tym, że nie wiem w jakim fatalnym stanie po porodzie będę. A po licznych operacjach ja naprawdę nie radzę sobie z tym.
Z drugiej strony boję się, że się to powtórzy czego bym nie przeżyła już drugi raz. W tym miesiącu usłyszałam od rodziny „Po co się leczysz? Po co Ci to?”. Z miesiąca na miesiąc jestem coraz bardziej skołowana. A na kobiety w ciąży z dziećmi patrzeć nie umiem. Myślałam, że poronienie nigdy mnie nie będzie dotyczyło, że jestem poza tym. Teraz wiem co czuła moja kuzynka. Pierwsze dziecko urodziła zdrowe, drugie poroniła, a po 2 miesiącach od poronienia zaszła w trzecią ciążę i urodziła zdrowe dziecko. Nie daje sobie rady, a wszyscy twierdzą z rodziny, że panikuję, że wymyślam. Ta pustka będzie ze mną zawsze. Nawet jak się uda, to będę bać się ruszyć z domu. To jest straszne.
Trzymajcie za mnie kciuki, bo ja obecnie na tym leczeniu już nie daje rady i już nie widzę w tym sensu.
Autor: Pattusia
Trzymam kciuki za Was i za siłę do ignorowania negatywnego wpływu otoczenia na Ciebie i Twoje decyzje życiowe. Działaj intuicyjnie, zgodnie z sercem – jeśli dziecko byłoby spełnieniem Twoich marzeń, to walcz o nie, tak jak do tej pory walczyłaś. Jeśli jest cień szansy, że może się udać, to nie poddawaj się. Ale pamiętaj w tym wszystkim o sobie, o swoim zdrowiu, o swoich potrzebach, bo to jest ważne. Otocz się w miarę możliwości specjalistami i osobami, które dobrze Ci życzą. Wsparcie otoczenia też jest ważne, więc odcięcie się od toksycznych relacji i rzucających „złote rady” z rękawa ludzi, mogłoby być orzeźwiające. Jestem z Tobą myślami i przesyłam moc dobrej energii i słońca na kolejne lata. Musi być dobrze.
Kochana Pattusiu, trafiłam na Twój post po przeczytaniu 160 innych i Twoje słowa chwyciły mnie za serce. Może to przypadek, że piszę dziś, a może nie. W moich oczach jesteś już Mamą i daj sobie tego odebrać przez świat.
Przytulam Cię mocno… Przeszłaś bardzo wiele, każde Twoje słowo niesie ze sobą ogromny ból, ale mnie uderzyły najbardziej te: ,,Trzymajcie za mnie kciuki, bo ja obecnie na tym leczeniu już nie daje rady i już nie widzę w tym sensu”. Chciałam Ci opowiedzieć o trochę innym sensie. Jestem córką kobiety, która nie mogła mieć swoich biologicznych dzieci. Dostałam od niej szansę, bo moja sytuacja była bardzo nieciekawa. Do 2 roku życia czekałam w domu dziecka, wcześniej był półroczny pobyt w szpitalu. Po latach odnalazłam swoją biologiczną rodzinę i tylko się utwierdziłam, że jej bezpłodność stała się dla mnie szansą na normalny dom, bezpieczeństwo i przyszłość. Czasem stoimy pod jakimiś drzwiami i usilnie pukamy, aby nam otworzono… a obok mogą być jakieś inne drzwi, uchylone, otwarte… Prowadzą do innych światów, ale może właśnie tam odnajdziesz swój sens. Jeszcze raz przytulam Cię i dziękuję, że się pojawiłaś na mojej drodze życia… tak wirtualnie, ale pozostaniem z moim sercu.