Mam rzadkie miesiączki i jeszcze rzadsze owulacje. Naturalna ciąża była więc ostatnim czego się spodziewałam. Charakterystyczne objawy skłoniły mnie jednak do wykonania testu. Najpierw raz, potem drugi… Dwie pierwsze ciąże straciłam między 4 a 5 tygodniem. Wcześnie? Może. Dla niektórych zbyt wcześnie, abym miała prawo odczuwać ból. A ja? Odkąd ujrzałam dwie kreski na teście, czułam się już mamą.
Za pierwszym razem wizualizowałam sobie siebie na spacerze z dzieckiem w wózku. Wymyślałam imiona. Za drugim radość była ostrożniejsza, ale wciąż była. Przecież nie może mi się to przytrafić drugi raz. Po drugim poronieniu mój cykl całkiem zwariował. Przez 8 miesięcy nie miałam miesiączki. Czekałam.
Znowu pojawiły się charakterystyczne ciążowe objawy. Zwlekałam z testem. W końcu zrobiłam. Dwie intensywne kreski. Pognałam na test z krwi, potem po 48 godz. na powtórkę. Przyrost bardzo duży, w normie. Płakałam. Nie ze szczęścia. Ze strachu. Pognałam do ginekologa. W macicy był maleńki pęcherzyk. Dostałam leki, które miały zabezpieczyć mnie przed poronieniem. Lekarz kazał przyjść za 2 tygodnie posłuchać serduszka.
Po tygodniu zaczęłam plamić. Wiedziałam co to znaczy. Szybka wizyta u lekarza i ulga, bo wszystko w porządku. Kolejny tydzień ciągnął mi się w nieskończoność. Ale nie plamiłam już, miałam nadzieję. Co chwilę jednak sprawdzałam czy nie przestały boleć mnie piersi i uprawiałam się, że zapachy drażnią mnie tak jak przed plamieniem.
Już wtedy czułam, że coś jest nie tak. Po tygodniu poszłam do ginekologa. Lekarka z uśmiechem zaczęła zakładać mi kartę ciąży. Powstrzymywałam ją. Mówiłam: zróbmy najpierw USG. Lekarka powiedziała, że za chwilę zrobimy i zobaczę, że jest w porządku.
Parę minut później uśmiech już nie rozjaśniał jej twarzy. ” Nie wygląda to dobrze.” – usłyszałam tylko. Następne minuty pamiętam jak przez mgłę. Lekarz wypisujący skierowanie do szpitala, informujący mnie, że nie ma akcji serca. Powstrzymywanie płaczu. Nie pamiętam nawet czy zapłaciłam.
Wybiegłam z gabinetu i spojrzałam na mojego partnera, który czekał przed drzwiami. Jego oczy zaszkliły się, kiedy na mnie spojrzał. Wtuliłam się w niego i wybuchłam niekontrolowanym płaczem.
Nie staram się już o dziecko, nie chce znowu przez to przechodzić. Zawsze będę jednak Mamą, chociaż nigdy nie usłyszę śmiechu swoich Aniołków.
Autor: Ania