Byłam mamą 13 tygodni i 3 dni. Był to najpiękniejszy czas w moim życiu. Wyczekiwany, radosny. Starania trwały dwa lata, wcześniej 3 lata nie mogłam przystąpić z powodu operacji jedna po drugiej. Kochaliśmy z mężem nasze dziecko, od pierwszego testu ciążowego…poinformowaliśmy rodzinę i znajomych…czekaliśmy na poznanie płci.
Planowaliśmy ten rok, miało się urodzić w październiku 2021 roku. Miały być cudowne święta i wakacje z pięknym brzuszkiem. W 9tc wszystko zaczęło się psuć. Zaczęłam plamić, potem krwawić, trwało to 5 tygodni aż do poronienia.
Bez dnia przerwy, robiłam co mogłam żeby tylko pomóc sobie i dziecku. Przynajmniej nastawiło nas na to, żeby się przygotować psychicznie na najgorsze. W marcu 6 wizyt u ginekologa, różne leki, odpoczynek, modlitwy, spokój, skończyło się 3 razy na pogotowiu, z czego trzeci już był decydujący, gdy ból przeszywał ciało, a lekarze powiedzieli że serce naszego dziecka przestało bylic.
Usłyszałam, że intensywność bólu poronnego, była równa bólowi w trakcie porodu. Rodziłam naturalnie, lekarze zrobili tak żebym nie musiała być łyżeczkowana i żebyśmy mogli jak najszybciej zacząć starać się o kolejne dziecko… przeszłam przez piekło z bólem psychicznym i fizycznym.
Był ze mną mąż w każdej sekundzie tamtych wydarzeń, dziś dochodzimy już do siebie i jesteśmy zdeterminowani na kolejne próby. Mocniejsi, mamy większą miłość i szacunek do siebie po tych wydarzeniach. Kochamy i zawsze będziemy kochać nasze dziecko. Zostanie już zawsze dla nas naszym rodzinnym stróżem, aniołem stróżem…
Autor: Anna