Fasolka – historia o stracie

Myślałam, że takie rzeczy przytrafiają się innym – nie mnie. To tylko zły sen a jutro obudzę się i wszystko będzie dobrze.

historia o stracie

Kiedy położna zaleciła drugie USG za tydzień, wciąż miałam nadzieję, że płód zacznie się rozwijać, a serce bić. Byłam gotowa, by nosić pod sercem dziecko, które będzie chore. Ale ono nie było chore. Było martwe.

Najgorsze było czekanie. Jak wyrok. W obcym kraju, płakałam tylko, gdy obok nie było męża i trzyletniej córeczki. Miałam dla kogo żyć i to trzymało mnie w ryzach. Myślałam też o mamach, które poroniły. Wtedy było mi łatwiej.

Czekam co przyniesie los. Czy będziemy starać się o kolejne dziecko ? Pewnie tak. Ale wciąż w głowie będę mieć fasolkę, która miała pięknie rosnąć, a tak szybko zakończyła swój żywot.

Ze łzami w oczach patrzę w przyszłość. Widocznie to nie był nasz czas. Ale wiem, że jestem silniejsza niż kiedykolwiek. I zrobię wszystko by być dobrą mamą dla córki i być może dla jej rodzeństwa. Kiedyś. W przyszłości. Jeszcze będzie pięknie. Wierzę w to.

Autor: Ania

Grób Dzieci Utraconych

Wielu rodziców nie zdaje sobie sprawy ze swoich praw po poronieniu i nie wie, że jest możliwe pochowanie dziecka po poronieniu. Okazuje się, że każda para po utracie dziecka może skorzystać z tego przywileju – na wielu cmentarzach w Polsce pojawiają się miejsca pamięci – groby dzieci utraconych. Każdy może przy nich pomodlić się za swoje nienarodzone dziecko oraz innych rodziców, którzy utracili ciążę.

  1. Czym jest grób dziecka utraconego?
  2. Gdzie znajdują się groby dzieci utraconych?
  3. Co warto wiedzieć o grobie dzieci utraconych?

Spis treści

Czym jest grób dziecka utraconego?

Grób dziecka utraconego to grób dla dzieci zmarłych wskutek poronienia. Aby móc zorganizować pogrzeb nienarodzonego dziecka, konieczne są odpowiednie dokumenty. W tym celu rodzice muszą odebrać ze szpitala kartę zgonu dziecka po poronieniu. Następnie malucha można pochować w grobie rodzinnym lub we wspólnym grobie dzieci utraconych.

Gdzie znajdują się groby dzieci utraconych?

Groby dzieci utraconych można spotkać w wielu miastach Polski. Grób dziecka utraconego znajduje się między innymi we Wrocławiu, Krakowie, Malborku, Szczecinie, Bydgoszczy, Koszalinie oraz w Stalowej Woli. Wykaz wszystkich miejsc, w których znajdują się groby Dzieci Utraconych znajduje poniżej się na naszej stronie:  Spis obejmuje zarówno groby symboliczne i pomniki, jak i Groby Dzieci Utraconych, przy których odbywają się pogrzeby.

Co warto wiedzieć o grobie dzieci utraconych?

Groby dzieci utraconych to nie tylko miejsce pochówku i ostatniego pożegnania. To także miejsce modlitwy, w którym jednoczą się rodzice, którzy utracili dziecko – razem jest im łatwiej przeżyć stratę.

Aktualnie rodzice mają dwie drogi prawne, które pozwolą im pochować dziecko w grobie dziecka utraconego. Mogą oni odebrać w szpitalu kartę zgonu dziecka po poronieniu i zorganizować pogrzeb na własną rękę. Możliwe jest także zarejestrowanie malucha w Urzędzie Stanu Cywilnego i odebranie zasiłku pogrzebowego, pod warunkiem, że znana jest jego płeć.

Gdy do utraty ciąży doszło na jej wczesnym etapie, jedynym sposobem, by poznać płeć nienarodzonego dziecka, jest wykonanie badań genetycznych. Chęć przeprowadzenia badań po poronieniu należy zgłosić lekarzowi przed zabiegiem łyżeczkowania. Dopiero po ich wykonaniu szpital może wydać akt urodzenia martwego dziecka i para może skorzystać ze wszystkich przysługujących praw po poronieniu, w tym także zwrotu kosztów organizacji pochówku w grobie dzieci utraconych.

Grób Dziecka Utraconego [LISTA] Poniżej przedstawiamy wykaz grobów Dzieci Utraconych, czyli zmarłych przed narodzeniem. Jeśli znasz grób dzieci utraconych, którego nie ma w spisie, napisz do nas na adres info@poronilam.pl lub zostaw komentarz pod wpisem. Na liście znajdują się zarówno groby symboliczne i pomniki, jak i te, przy których odbywają się pogrzeby.

Województwa:

Rodzice po poronieniu mają prawo pochować swoje nienarodzone dziecko, niezależnie od czasu trwania ciąży. Mają też prawo ubiegać się o zasiłek pogrzebowy.

grób dzieci utraconych Czytaj dalej

Czy dostanę skrócony urlop macierzyński, jeśli poroniłam przed 22. tygodniem ciąży?

Koleżanka powiedziała mi, że jeśli poroniłam przed 22. tygodniem ciąży, to nie dostanę skróconego urlopu macierzyńskiego – czy to prawda?

czy dostanę skrócony urlop macierzyński jeśli poroniłam przez 22 tygodniem ciąży

Czytaj dalej

Poronienie samoistne – moja historia

Witam jestem Joanna. Mam 26 lat. Trzy lata temu urodziłam zdrową córeczkę. W 2019 miałam cesarkę ze względów medycznych. Odczekaliśmy dwa lata po cesarce.

 historia o poronieniu

Po dwóch latach zaczęliśmy z narzeczonym starać się o rodzeństwo dla córki. Zaszłam w ciążę zrobiłam beta hcg i w lutym dowiedziałam się, że jestem w ciąży.

Ucieszyliśmy się.  Zapisałam się do ginekologa. Była to bardzo wczesna ciąża, beta hcg wynosiła 17. Dnia 15.02.2021 obudziłam się z silnymi bólami brzucha i krwotokiem.

Zadzwoniłam po karetkę, bo narzeczony był w pracy. Zanim karetka przyjechała i dowiozła mnie na miejsce, było już po wszystkim. Na pogotowiu musiałam czekać na swoją kolej.

Jak lekarz mnie badał,  to powiedział że jeśli byłam w ciąży to już nie jestem. Stwierdził ciążę biochemiczną. Nie mogłam się podnieść po tym zostałam wypuszczona do domu, bez opieki psychologa.

Bardzo odczuwam tę stratę,  po poronieniu zaszłam w ciążę która od początku była zagrożona, całe szczęście przyszła na świat zdrowa córeczka.

Pomimo, że mam dwie wspaniałe córeczki, nie mogę przestać myśleć o stracie dziecka. Zastanawiam się,  czy to chłopiec czy dziewczynka.

Autor: Joanna

Okrutny los – moja historia

Będzie długo…
W wieku 16 lat dowiedziałam się, że w przyszłości będzie problem z zajściem w ciążę. W tamtym czasie był to kłopot kłębiący się gdzieś z tyłu głowy, ale nie zdominował on mojego życia. Z wiekiem problem ten zaczął coraz częściej o sobie przypominać.

wasza historia

Gdy poznałam swojego męża, bardzo szybko powiedziałam mu jak jest. Jego spontaniczna reakcja pokazała mi, że człowiek z którym chce być, będzie przy mnie bez względu na przeszkody. A życie tych przeszkód nam nie szczędziło….

Przez kilka lat bardzo intensywnego leczenia, stymulacji wszelkimi dostępnymi lekami, nie udało nam się uzyskać nawet jednej owulacji. Mogę powiedzieć, że w zasadzie klinika leczenia niepłodności stała się moim drugim domem. Chęć posiadania dziecka powodowała życie pod ciągłą presją, w lęku i do tego na kredyt, ale przyszedł moment, że drugi raz z rzędu przez leczenie, doszło do zatrzymania pracy nerek.

Pan doktor powiedział wprost, że dalsze próby są zbyt niebezpieczne dla mojego zdrowia. Straciłam nadzieję, odpuściłam dalszą walkę i próbowałam żyć. Nie było łatwo. I wtedy mój mąż zaczął naciskać na psa. Pojawił się w naszym domu szczeniak, na którego mogłam przelać matczyne uczucia. Głowa i dusza znalazły rodzaj ukojenia. I tak minęło kilka lat…

Aż po 14 latach od momentu, gdy zaczęliśmy próbować powiększyć rodzinę, zobaczyłam 2 kreski na teście. To była najbardziej niesamowita chwila w moim życiu. Emocje eksplodowały w mojej głowie. Radość, bo w końcu się udało, strach, bo mam już swoje lata. Wizyta u lekarza, leki na wszelki wypadek na podtrzymanie, badania krwi i moczu, w 6 tyg usg, wszystko pięknie, widać tętno u małej fasolki. Następna wizyta za 2 tyg, rośnie i jest wszystko dobrze.

Ze względu na wiek robimy badanie NIFTY i już wiemy, że na świat przyjdzie nasz zdrowy synek. W 14 tyg organizujemy rodzinny obiad i ogłaszamy najbliższej rodzinie nowinę. Radości nie ma końca. Wszyscy tak bardzo się cieszą.

Kolejna wizyta i zaczynamy walkę z bakterią w moczu. Poza rozmową z lekarzem, szukam info w necie. Uspokajam się, wszędzie piszą, że ciąża niestety sprzyja infekcjom pęcherza i jest to częsty stan ciężarnych. Włączamy antybiotyk, globulki, leki, niestety miano jest takie samo jak przed leczeniem, antybiotyk ponownie idzie w ruch, jest troszkę lepiej, ale miano nadal wysokie.

Jednak nie niepokoje się jakoś nadmiernie…do momentu kiedy w poniedziałek rano po oddaniu moczu, widzę różową galaretowatą wydzielinę w bardzo dużej ilości. Od razu kontakt do lekarza i wizyta, doszło do rozprzestrzenienia infekcji na drogi rodne i otworzenia się szyjki macicy. Łóżko na kołki, nogi w górze i zakaz wstawania. Podszyć nie można, bo bakteria w organizmie, więc czekamy na posiew z pochwy i szyjki.

W czwartek ponowna wizyta, czuję już że będzie źle. Niestety widać pęcherz płodowy. Natychmiast szpital. Dostaje leki. W piątek na salę przychodzi dziewczyna, która opowiada o swojej poprzedniej ciąży, 3 miesiące bez ruchu z nogami w górze, a jej maleństwo ma już 3 lata, obecna ciąża bez problemu i właśnie przyszła na wywołanie. Dała mi nadzieję, uda się, będzie dobrze.

Ale wieczorem pojawiają się skurcze, coraz częściej i intensywniej, o 22 temperatura 40 stc, dostaje leki, uspokaja się. O 3 nad ranem znowu skurcze, mocniejsze i częstsze. 4 – wołam położną, bo odeszły mi wody, zabierają mnie na badania, czuję, że mój synek nie zostanie w środku, że przyszedł moment pożegnania. Jestem w stanie tylko płakać, pytam czy mogę przeć, bo mój organizm tego chce.

W 19tyg i 5dniu rodzę o 4:35 mój najbardziej oczekiwany i upragniony Skarb. 26 cm długości o wadze 340g. Jeszcze 2 parcia i rodzę łożysko. Położna pyta, czy chce go przytulić. Oczywiście, że chce… Kładzie mi go na piersiach, jest taki malusieńki i taki idealny. W głowie kłębi się tysiące myśli, dlaczego on, czy można było coś zrobić, w jakiś sposób go ochronić… Zabierają go, a mnie wiozą na zabieg.

O 6:40 przynoszą go już ubranego w becik i czapeczkę z symbolicznym motylkiem zrobionym z włóczki. Łzy leją się strumieniami, całuję jego rączki wielkości mojego paznokcia, nosek malusieńki i oczka jeszcze nie otwarte. Cały mój świat się wali. Wyrwano mi kawałek duszy. Zabrano radość i nadzieję. Zostawiono tylko smutek i rozpacz.

O 8 zabierają go już ode mnie, jedzie do zakładu pogrzebowego. Przy moim łóżku coraz więcej i coraz częściej pojawiają się lekarze. Okazuje się, że mam sepsę. Jest niedobrze. Ekran pokazuję ciśnienie 50/22.Dostaje triadę antybiotyków. W przeciągu 10 dni pobierają mi krew około 80 razy i dostaje drugie tyle kroplówek. Ale największy smutek wywołuje łykanie tabletki powstrzymującej laktacje. Łzy same płyną po policzkach. Wszyscy mówią, że to cud że żyje, że macica nie została usunięta i że powinnam się z tego cieszyć. Ale jak mam się z tego cieszyć ustalając szczegóły pogrzebu?! Jak myśleć, że będzie dobrze?

Bałam się powrotu do domu, do normalności, ale chciałam też dać wsparcie mojemu mężowi. Bo uświadomiłam sobie, że ja rozpaczam tylko za naszym dzieckiem, a on miał jeszcze lęk przed tym czy lekarze zdołają uratować mnie.

W szpitalu stworzyłam sobie bezpieczna przestrzeń. Nie wiedziałam co się stanie, gdy ją opuszczę. Z jednej strony tak bardzo pragnęłam zasnąć w ramionach męża, a z drugiej paraliżował mnie lęk przed jego dotykiem. Ale musiałam wyjść i zacząć żyć, choćby po to by dokonać pochówku naszego synka.

Urna z prochami mieściła się w moich dłoniach. Nie chciałam jej oddać. Tak bardzo pragnęłam, żeby ktoś cofnął czas, żeby go uratował. Rozsypywałam się na miliony kawałeczków i składałam w całość setki razy. Z dnia na dzień jest łatwiej. W domu jest z nami jego cząstka w relikwiarzyku, mam jego zdjęcie, był najśliczniejszym dzieckiem pod słońcem. Czekam na moment, kiedy znów będziemy razem.

Autor: Mama Julka