I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom – historia o stracie

Pamiętam bardzo dobrze pierwszy raz, gdy pomyślałam „chyba jestem w ciąży”. Uświadomiła mi to moja przyjaciółka, która zwróciła mi uwagę, że mam bardzo dziwne nastroje, które zmieniają się w ułamku sekundy. Od złości do radości przez smutek po drodze. Kierując się ta myślą kupiłam test ciążowy w aptece. Gdy rano go zrobiłam nie wierzyłam w to co widzę. Dwie kreseczki.

I odpuść nam nasze winy - wzruszające wyznanie kobiety po stracie

Jedna była bledsza, inna ciemniejsza, ale była. Dla mnie stał się cud. W związku z tym, że kilka lat wstecz usłyszałam, że mogę nie zajść w ciążę, mogę mieć problemy z zajściem w nią, te dwie kreseczki były dla mnie niczym cud.

Z nadzieją chodziłam do lekarza, patrzyłam jak nasz maluszek rośnie, był tak piękny. Jak najpiękniejszy cud. Dowiedzieliśmy się, że urodzę chłopca. Od początku wiedzieliśmy że będzie miał na imię Jaś. Mój piękny, malutki Jaś.

Całe dnie głaskałam się po brzuchu, mówiłam do niego. Rozmawiałam z nim, dziękowałam mu, że jest i prosiłam by pozwolił mi zjeść coś normalnego :).Nagle, będąc w 19+4 tc pojawił się ten okropny ból.

Zaniepokojona pojechałam do mojego lekarza prowadzącego na wizytę, powiedział mi że mięśniak uciska na jelita i powoduje ból, powiedział że Jaś ma się dobrze, pokazał mi na ekranie jak macha rączka, kazał brać magnez, nospe i dużo odpoczywać ale „proszę się nie bać, to będzie bolało, będzie musiała Pani wytrzymać do porodu, bo nie ukrywam, będzie bolało już tylko mocniej”.

Tak też robiłam… Leżałam., płakałam nie spałam, ale znosiłam ból, bo dla mojego małego skarba zniosłabym wszystko. Aż nadeszła niedziela 19+6 całą noc nie spałam, rano zobaczyłam żółty śluz na bieliźnie. Z płaczem zadzwoniłam do mojego lekarza prowadzącego.

Co usłyszałam? „proszę nie panikować. Pani jest panikarą, wiemy dlaczego boli, ten śluz się zdarza to nic takiego, szkodzi pani tylko sobie i dziecku ta panika, jeśli pojedzie pani do szpitala tam i tak nic pani nie dadzą poza nospą i magnezem. Proszę leżeć, widzimy się jutro na wizycie”.

Nie wytrzymałam, pojechałam do tego szpitala co usłyszałam „niech pani jedzie do domu jeśli lekarz prowadzący nie widzi wskazań za szpital to co ja pani poradzę? Dzisiaj jest niedziela, mam jednego lekarza na cały szpital, który schodzi do porodów tylko i do poniedziałku i tak nikt pani nie zbada”.

No i wróciłam do domu. Spędziłam w nim 20minut i poczułam ogromny ból. Mama spakowała mi ubrania, zadzwoniłam do lekarza, który powiedział „no jak już pani chce to niech pani jedzie, do tego szpitala chociaż nie wiem po co”. Pojechałam.

Mama poszła po położną, która widząc w jakim stanie przyjechałam (miałam już skurcze porodowe) spanikowana zadzwoniła po lekarza. Kiedy szłam (tak szlam) korytarzem za lekarzem i położną to gabinetu lekarskiego (oni szli jakieś 20m przede mną, nie odwracając się za siebie) wiedziałam że jest źle.

Nie docierało to do mnie, aż do momentu, kiedy przy ściąganiu spodni do badania nie odeszły mi wody. Byłam w tak głębokim szoku że zapytałam jedynie lekarza, który robił mi USG co się dzieje. Odpowiedział „właśnie pani roni”.

Mój krzyk i płacz był tak głośny, że nie macie pojęcia. Zabrali mnie na porodówkę. Urodziłam syna siłami natury, bez znieczulenia. Żył. Pamiętam jak pani, która go owijała zapytała mnie czy chce go ochrzcić. Ochrzciłam. Mój piękny mały synek. Trafiłam na oddział. Ledwo żyłam. Psycholog, seria leków.

Z karty zgonu dowiedziałam się, że mój silny chłopak przeżył 20minut. Mój bohater. Wpadłam w depresję. Pod wpływem męża i rodziców zaczęłam się leczyć. Jednak musiałam dowiedzieć się: dlaczego?

Trafiłam na świetnego lekarza ginekologa. Wyjaśnił mi, że trafiłam do szpitala z rozwijającą się sepsą, że mogłam i ja stracić życie, że mój lekarz popełnił błąd medyczny. Nie zlecił mi najprostszych badań, źle wykonał badanie szyjki, bo najprawdopodobniej Jaś urodził się przez niewydolność ciśnieniową szyjki macicy, że powinien zlecić mi badania tarczycy, która jak się okazało również mam za małą i nie nadążała z produkowaniem insuliny dla mnie i maluszka.

To było moje pierwsze dziecko. Strasznie długo żyłam w poczuciu winy… Miesiące terapii, tysiące wydane na lekarzy, badania tylko po to by za każdym razem usłyszeć „jest Pani ofiarą zaniedbania. To nie jest Pani wina. Pani nie musiała tego widzieć przy pierwszej ciąży. Pani powierzyła życie swoje i dziecka w ręce specjalisty”. Tak ciężko to przeżyć. Gniew, nienawiść. Żal… Okropne uczucia. którymi żywiłam się tyle czasu. Nic nie wróci życia mojego dziecka. Mam nadzieję że odpowie za to co nam zrobił.

Dziewczyny ufajcie sobie i swojemu instynktowi. Nie lekarzowi.

Autor: Samotne serce

Moje prawa po poronieniu

Niezależnie od czasu zakończenia ciąży przysługują Ci prawa: prawo do pochówku dziecka, jego rejestracji w Urzędzie stanu Cywilnego, zasiłku pogrzebowego (4000 zł) oraz urlopu macierzyńskiego (56 dni). Jak nabyć te prawa? Czy przysługują one każdej kobiecie po poronieniu?

Decyzja o tym, co będzie działo się z ciałem dziecka, należy tylko i wyłącznie do rodziców.  Możecie pozostawić je w szpitalu lub zdecydować się na odbiór ciała i zorganizowanie pochówku. Niezależnie od czasu poronienia, macie prawo pochować swoje dziecko. Czytaj dalej

Przyczyny poronienia a badanie kariotypu

Badanie kariotypu (cytogenetyczne) jest zalecane przez Polskie Towarzystwo Ginekologiczne wszystkim parom, które doświadczyły poronienia lub borykają się z niepłodnością. U co 20 pary po stracie ciąży, stwierdza się bowiem zaburzenia chromosomów, które mogły się do niej przyczynić.

  1. Badanie kariotypu rodziców po poronieniu
  2. Badanie kariotypu na materiale poronnym – najczęściej to ono wskazuje przyczyny poronienia
  3. Stwierdzenie aberracji chromosomowej nie przekreśla szans na dziecko
  4. Badanie kariotypu – co kryje się pod tym pojęciem

Przyczyny poronienia, badanie kariotypu Czytaj dalej

Uszkodzenia DNA plemników jako jedna z przyczyn poronień

Autorzy: mgr Barbara Kordalska, Diagnosta laboratoryjny i mgr Edyta Kruzel-Szwaczka, Diagnosta laboratoryjny, Specjalista z laboratoryjnej diagnostyki medycznej, laboratorium diagnostyczne CYTOLAB

Podstawowe badania parametrów nasienia znane są wszystkim pacjentom, którzy starając się o potomstwo odwiedzili choć raz lekarza zajmującego się leczeniem niepłodności. Jednak nie wszyscy słyszeli o innym, równie ważnym badaniu mogącym tłumaczyć przyczyny niepowodzeń posiadania potomstwa – ocenie stopnia fragmentacji DNA plemników.

Uszkodzenia DNA plemników przyczyna poronienia Czytaj dalej

Kochany Aniołek – historia o stracie…

W zeszły poniedziałek okropnie bolał mnie brzuch, takie kłucie z prawej strony, doszło do tego brązowo – czerwone plamienie, wystraszona poszłam do ginekologa, bo test wyszedł pozytywny. Pan doktor kazał zrobić betę, był to 6 tydzień ciąży – wyszła 374.10 i stwierdził, że wszystko jest ok, ale nie widać nigdzie zarodka więc wróciłam do domu.

Kochany Aniołek - historia o stracie...

W czwartek znów wylądowałam u niego z takimi samymi objawami stwierdził ciąże pozamaciczną, ale zarodka nie widział nigdzie, kazał zrobić betę a ta spadła do 137.4.

Kazał iść do domu, w niedzielę również się udałam do niego, bo przyjmował w domu,  prywatnie dał mi skierowanie do szpitala. Pojechałam na drugi dzień, czyli w poniedziałek, zrobili badania i Pani ginekolog w szpitalu powiedziała, że ciąża biochemiczna i że dostanę okresu i nawet bym nie wiedziała że jestem w ciąży (cały czas miałam te plamienia krwią od zeszłego poniedziałku) we wtorek coś ” wyleciało ze mnie” tak domyślam się, że to było płód.

Siedziałam w łazience pół godziny i płakałam, do dziś chodzę i nie mogę sobie z tym poradzić. W środę zrobili mi badania, beta spadła jeszcze bardziej i wypisali mnie w środę do domu, bo oczyszczę się sama.

Na wypisie napisali poronienie zagrażające. Nikt mi nic nie wytłumaczył na czym to polega a ja mam teraz taki mętlik w głowie. Staraliśmy się z mężem 2 lata bez skutku i dopiero teraz się udało, ale poroniłam. Jestem beznadziejna jednym słowem… Plamienie mi się dalej utrzymuje, mam nadzieję że przynajmniej sama się oczyszczę.

Chciałabym przynajmniej wiedzieć kim było moje dziecko czy chłopczykiem czy dziewczynka. Ale tego się pewnie nigdy nie dowiem i będę musiała żyć z tą smutną świadomością. Jak się modlę do dzieciątka to raz mówię chłopczyk raz dziewczynka… Boli mnie serce że nie mogłam dać życia komuś kogo bardzo pragnęłam.

Serce krwawi.

Autor: Smutna@