Kiedy czegoś bardzo pragniemy nie ma rzeczy niemożliwych.
Po ponad 6 latach starań, 3 wczesnych poronieniach jest on. Mój mały wywalczony i wyrwany niepłodności synek Leon.
Od zawsze wiedziałam, że to będzie Leon. Imię zobowiązuje. A on od samego początku ciąży pokazał, że warto było czekać i warto było walczyć, on pokazał nam co to faktycznie znaczy wola walki.
Diagnostyka trwała latami. Tysiące wydane na badania, leki, lekarzy. Operacja histeroskopia, laparoskopia i drożności. I gdy po 3 poronieniu odpuściłam, zrezygnowałam i zdałam się na los, to on zesłał mi Mój mały cud.
6 tydzień ciąży
Krwawienie i krwiak, kiedy już się żegnałam. Pojawiło się serduszko.
Po drodze kilka razy wizyty na SOR.
27 tydzień ciąży.
Skurcze, lejek w szyjce macicy , skracająca się szyjka. Wizyta kontrolna i informacja, że może rozpoczyna się poród i nawet mam nie jechać do domu, a do najbliższego szpitala.. Mina lekarza mówiła wszystko. To właśnie wtedy miała rozegrać się nasza największa walka.
Infuzje, sterydy na płuca dla synka, kroplówki przeciwbólowe i leki uspokajające. I znów miny lekarzy, że nie gwarantują przetrwania nocy . Decyzja o założeniu pessara .
33 tydzień ciąży jelitówka z krwawieniem. Izolatka.
Później znów wielokrotnie Sory.
A my dalej trwaliśmy.
Gdy 37+2 o 3 w nocy odeszły mi wody nie bałam się. Nie bałam się o siebie. Przecież nie mogło być tak pięknie. Kilka tygodni wcześniej informacja, że dziecko ma pętle z pępowiny na szyi. Nie jest owinięty pępowiną, a ma z niej pętle. Bałam się o mojego małego chłopczyka.
Najlepszym określeniem porodu jest słowo intensywny.
Intensywnie walczyłam, żeby był bezpieczny na świecie. I po tych wszystkich przejściach, gdy się urodził i nie płakał. Pierwszymi słowami nie było witaj na świecie, a tylko wydusiłam czy żyje. Ciąża po poronieniu jest ciężka. Strach, odliczanie od wizyty do wizyty, zabiera możliwość cieszenia się z niej.
Usłyszałam, że przez pęknięcie 3 stopnia będę musiała mieć cesarkę, że niewydolność szyjki gwarantuje mi pessar lub szew w kolejnej ciąży. Ale chyba za jakiś czas podejmę jeszcze raz rękawice. Już raz utarłam nosa niepłodności. Pokazałam, że da się ją pokonać. Mimo, że dziecko już na świecie 7 miesięcy to głowa czasami dalej niepłodna.
I gdyby ktoś mnie zapytał co powiedziałabym innej staraczce to odpowiedziałabym:
Walcz. Walcz nawet, gdy brakuje sił, a gdy będziesz myślała, że jest ciężko pomyśl, ile pięknych nieprzespanych nocy Ciebie czeka w połączeniu z radosnym uśmiechem rano na Twój widok. Warto wydać każdą złotówkę, zrobić każdy zastrzyk przeciwzakrzepowy w ciąży i warto było brać te wszystkie leki przed, jak i w trakcie ciąży.
Kiedyś ktoś mnie zapytał, a co gdyby się nie udało.
Odpowiedziałam, że je z siebie dumna, bo zrobiłam wszystko co mogłam żeby on się pojawił.
Leon Paweł, Mój mały simba
Autor: Monika/nieplodnośćwidać