Podwójna strata

Jestem szczęśliwą mamą bardzo żywiołowego i radosnego 3-latka. Razem z mężem pragnęliśmy powiększyć nasze szczęście. Pół roku próbowaliśmy zajść w ciążę.

podwójna strata jak przeżyć

Na wcześniej umówione wizycie u ginekologa zasygnalizowałam że miesiączka spóźnia się tydzień. Lekarz stwierdził że to nie ciąża i zapisał progesteron. Po nim cykl miał wrócić do normy… Ale nie wrócił, okazało się że to ciąża i to 7 tydzień.

Miałam wrażenie jakbym wygrała w Lotto

Za dwa tygodnie kolejna wizyta… A tu na ekranie widać dwa pęcherzyki DWA SZCZĘŚCIA. Radość trwała zaledwie kilka minut. Większy bliźniak bez bicia serca.

W szpitalu potwierdzona diagnoza. Zalecenia-podtrzymanie ciąży farmakologicznie, oszczędny tryb życia. Upomniałam się o badania prenatalne. Co dwa tygodnie przeplatały się badania prenatalne i z wizytami u lekarza prowadzącego. USG prenatalne obraz prawidłowy. Wyniki z testu pappa duże ryzyko zespołu Edwardsa.

Żyliśmy w nadziei że to jednak pierwszy bliźniak przyczynił się do tego wyniku. Wykonaliśmy amniopunkcję. Nie doczekaliśmy się wyników, na tydzień przed trafiłam do szpitala z trzecim z rzędu krwawieniem.

Tym razem serce przestało bić

Szok, żal i niedowierzanie. Nie zapomnę bólu i strachu kiedy wywołane farmakologicznie skurcze doprowadziły do krwotoku. Z jednej strony cieszę się, że praktycznie od razu przeprowadzono łyżeczkowanie pod narkozą. Z drugiej strony łzy cisną mi się do oczu że nie było mi dane zobaczyć Marcelka.

Trafiłam na cudowny personel który od razu zorientował się że potrzebuję osobnej sali, ciszy, intymności, pomocy i wiedzy.

Niestety można się naczytać, nasłuchać tłumaczeń lekarzy, położnych ale do tego i tak nie da się przygotować.

Gdy nadchodzi ten moment emocje biorą górę

Mam nadzieję że moje dwa aniołki – Marcel i jego bliźniak o nieznanej płci – są razem i będzie im lepiej niż gdyby mieli się męczyć ziemskim życiem z poważnymi chorobami genetycznym. Na zawsze będę mamą trójki dzieci, kiedyś może ta liczba się zwiększy.

Autor: Magda

Czekałam na Ciebie 8 lat

Zacznę wszystko od początku. 5 lat starań bez owocnych, liczne badania, laparaskopie. Lekarze jednoznacznie stwierdzili, że jedyną szansą, abym urodziła dziecko jest In Vitro. Zaczęliśmy gromadzić wszystkie badania do procedury. Brakowało jednego czyli cytologii, którą zrobiłam w jak najszybszym terminie.

Objawy poronienia, W którym tygodniu ciąży najczęściej dochodzi do poronienia

Dla mnie był jeden cel – zostać mamą

Po 4 dniach dostałam telefon, że muszę zgłosić się pilnie do lekarza. Okazał się początek raka szyjki macicy. Trzy lata leczenia i udało nam się dobrnąć do wyleczenia. Zaczęliśmy cała bolesną procedurę, ale dla mnie był jeden cel – zostać mamą. 14 dni po transferze wykonałam test ciążowy. Była taka euforia – nie do opisania! W 6 tyg. miałam pierwsze USG. Serduszko zaczęło bić. Pierwszy raz uwierzyłam, że moje największe marzenie o zostaniu rodzicem się spełni. Kolejne USG w klinice było w 8 tyg. Potwierdziło,że jestem w ciąży i wszystko jest w porządku.

Została wyznaczona data porodu na 5.08.2019

W 10 tyg. ciąży dostałam krwawień. Wszystkie czarne myśli w głowie. Strach z mężem nie do opisania. USG:maluszek żyje i jeszcze sobie fikołkuj. Płacz mojego męża nie do opisania. Stwierdziliśmy,że już naprawdę musi być dobrze. Uśmiechnięci i pełni optymizmu poszliśmy w 13 tyg. na USG prenatalne. Na ekranie były już ładnie wykształcone nóżki i rączki. I wtedy usłyszeliśmy to, czego nigdy bym się nie spodziewała: „Dziecko ma bardzo dużą przezierność karkową oraz uogólniony obrzęk”. Przyszedł inny lekarz powiedział, że najlepiej będzie zrobić biopsję kosmówki, która odbędzie się za 3 dni. Kolejne dni upływały pełne nadziei, że obrzęk się cofnie, że najgorszą rzeczą która może być, to zespół Downa.

Termin biopsji: stawiliśmy się do szpitala

Przed wykonaniem badania zostało zrobione USG i słowa lekarza: „Serce przestało bić”. Mój krzyk rozpaczy był tak silny, że dostałam leki uspokajające. Za 2 dni mieliśmy  wstawić się w szpitalu, aby usłyszeć co dalej. Otumanieni tym, co usłyszeliśmy wróciliśmy do domu. Przez te wszystkie dni miałam nadzieję, że ktoś się pomylił i to nie jest możliwe. Leki chyba zaczęły działać, ponieważ w pewnym momencie miałam spokój wewnętrzny. Być może próbowałam się przygotować na to co przed nami. W szpitalu podali mi leki na wywołanie skurczów.

31.01.2019 o 18:30 urodziło się nasze martwe dziecko

Nie mieliśmy odwagi go zobaczyć i mam do siebie o to wyrzuty. Okazało się, że nie urodziłam łożyska i będzie potrzeba łyżeczkowania na które czekałam 59h. Gdy pytałam dlaczego taki czas, to usłyszałam, że są ważniejsze osoby, czyli kobiety z planowanym CC. Czułam się wtedy jak bym była nikim, gorszym rodzajem kobiety. Rozumiałam, że ważniejsze jest ratowanie innych dzieci ale planowane CC. Przez te godziny mimo własnej sali słyszałam kobiety rodzące oraz płacz nowo narodzonych dzieci. Kiedy już myślałam, że jest po wszystkim okazało się, że straciłam zbyt dużo krwi oraz dostałam infekcji. Wiedząc co przeżyłam przez ten czas, oczekując na łyżeczkowanie, wypisałam się na własne żądanie. Dodatkowo w kwietniu odebraliśmy wyniki posekcyjne, które wskazywały na to, że nasz aniołek nie miał żadnych wad genetycznych. Nie potrafię z tym żyć. Umarłam w ten dzień kiedy mojemu dziecku przestało bić serduszko.

Autor: Diana

Moja Nadzieja odeszła z Tobą

Jestem mężatką. Dumną mama dwóch synków z 2014 i 2017.
Miałam również mieć 3 dziecko. Ostatnia ciąża była sporym zaskoczeniem dla Nas, ale mój mąż się bardzo cieszył. Ja miałam obawy co do tego, czy damy sobie radę z 3jką dzieci tym bardziej że jedno miało dopiero rok i 3 miesiące. Ale nie powiem marzyłam o córce.Wszyscy nam gratulowali życzyli córki.

Gdy zaszłam w ciążę moja siostrzenica zmagała się z nowotworem – to był trudny czas

historia poronienia

Umierała nam w oczach mając zaledwie 18 lat … ostatnie moje spotkanie z nią było 2 tyg. od pokazania się 2 kresek na teście. Z uśmiechem na twarzy powiedziała mi ,,Mam nadzieję, że teraz będzie dziewczynka„ a ja powiedziałam, że wyzdrowieje i będzie matką chrzestną dziecka nawet jeśli chrzest miał odbyć by się w domu ze względu na jej stan zdrowia. Pomimo że było źle miałam w sobie nadzieję, że pokona raka.

W tym dniu mąż zabrał mnie na kolacje we dwoje. W jego oczach widziałam szczęście.

Nie sądziłam wtedy, że tak długo będzie trwać. Minęły 2 tygodnie wszyscy oswoiliśmy się ze już wchodzę w 3 miesiąc ciąży. Stan mojej siostrzenicy się pogorszył. Najbliżsi i siostra ukrywali ten fakt – nie chcieli mnie martwić. Ja nie świadoma do brzucha śpiewałam, mówiłam, że będzie moja Lilianka. Niestety na dniach nie żyłam już szczęściem. Przyszedł mój Tata i oznajmił, że moja siostrzenica jest w śpiączce, że z nią nie najlepiej… pobiegłam do szwagra i siostrzenicy. Cały dygotał. Palił papierosa za papierosem i oznajmił, że jeśli dożyje młoda jutra to będzie cud.

Dał mi do zrozumienia najgorsze…Ja dalej nie mogłam z tym się oswoić w sercu. Dalej był płomyk Nadziei – mały, bo mały, ale się palił. Niestety tego dnia na wieczór odeszła moja piękna, inteligentna, wesoła siostrzenica. Potwierdziło się najgorsze. Płomyk zgasł.

Zapominając przez moment o ciąży wpadłam w furię i rozpacz.

Mój mąż przez pół godz. nie mógł mnie uspokoić. Na drugi dzień szwagier pojechał do siostry. Nie było nikogo na miejscu prócz mnie z najbliższej rodziny. Poprosili mnie o pójście do kościoła i ustalenie z księdzem daty pogrzebu i ubiór do trumienki… Zadzwoniłam do kuzynki. Nie byłam w stanie sama tego załatwiać. Na fb każdy udostępniał młodej zdjęcie i sentencje …. to był koszmar. Kiedy trzymałam garsonkę dla niej mało nie zemdlałam – myślałam, że będę ubierać ja do ślubu… W kościele też było ciężko. Miałam żal do Boga, że pozwolił jej przegrać z rakiem. Na następny dzień mieli wrócić ze szpitala wszyscy, a jednak bez niej … Miałam odebrać młodszą siostrzenicę (niczego nie świadomą) – czekała na mamę, tatę i siostrę …. Schodząc po schodach w tym momencie poczułam, że coś ze mnie poleciało. Doszłam do mojej mamy w momencie gdy siostra oznajmiała młodszej córce gdzie jej siostra i co się stało.

Odkryłam na bieliźnie plamę krwi i krzyknęłam tylko do mojej mamy: „poroniłam!”

Mój szwagier spojrzał się na mnie jakby to był prawdziwy koszmar w naszej rodzinie. Mama kazała mi leżeć. Zadzwoniłam po kuzynkę by zawiozła mnie do lekarza. Pojechaliśmy do szpitala. Tam od razu zaznaczyli, że będę musiała zostać i zapomnę o pogrzebie i byciu z rodziną w tych najgorszych dla nas dniach. Dlatego postanowiłam iść prywatnie do lekarza, który prowadził ciąże mojej Lilianki. Dał mi tabletki na podtrzymanie i kazał tydzień leżeć plackiem.

Serduszko jeszcze biło i znów kolejna nadzieja

Oczywiście zabronił mi pójścia na pogrzeb. Powiedział ,,ale zrobi Pani jak uważa„. Minęło kilka dni. Leżałam, ale na pogrzeb poszłam. Nie wyobrażałam sobie tam nie być w tej ostatniej drodze. Myślałam, że nic gorszego nie może nam już się przydarzyć. Jednak się pomyliłam. 2 dni później poszłam na kontrolę… serduszko dziecka przestało bić. Usłyszałam: „Niestety ciąża obumarła„. Życie dało mi drugiego kopa w tym samym czasie. Lekarz kazał iść do szpitala na skrobankę … a że u Nas mały szpital i mało lekarzy kazali mi przyjść po weekendzie, bo anestezjolog jeden na cały szpital. Jak gdyby nigdy nic kazali mi z martwym płodem w brzuchu wrócić do domu. Wróciłam poszłam pod prysznic i wyleciała ze mnie cała kosmówka.

Wyszłam z wanny zapłakana

Zadzwoniłam do męża, że nasze dziecko jest w wannie. Nie wiedziałam co mam zrobić. Zadzwoniłam do szpitala na ginekologię. Kazali jak najszybciej dostarczyć płód, jeśli chcę pochować. Nie wyobrażałam sobie mając dwójkę dzieci wyrzucić trzecie tylko dla tego bo jest jeszcze „płodem”. Zrobiliśmy badania genetyczne. Wyszło, że miałabym córkę. Od razu postanowiłam pochować koło mojej siostrzenicy . W końcu moja siostra straciła urodzone, a ja nienarodzone. Będziemy razem je odwiedzać.

W USC nadałam imię Nadzieja Liliana, bo odeszła razem z nadzieją na wszystko … i teraz mam dwoje aniołków w niebie.

Pisze to dziś, bo już by mi się zbliżał termin porodu. Nadal mi jest ciężko z tymi się pogodzić, że jedna chwila zmieniła moje życie aż tak. Nie tak miało być … miałam mnieć je tu dwie a nie ma ani jednej.

Klaudia

Szczęście prysło jak bańka mydlana…

Mam 38 lat, nastolenią córkę, jedno poronienie w 8tc, i kolejne – poród przedwczesny w 24tc… Pierwsza ciąża, cukrzyca ciążowa pod koniec ciąży, szczęśliwe zakończenie, córeczka, radość i szczęście…

poronienie, przyczyny poronienie

Kolejna wizyta,na której dowiedziałam się, że niestety serce nie bije, ciąża obumarla 8tc…

Druga ciąża, test ciążowy wynik pozytywny, wizyta u ginekologa – potwierdzenie, to był 6tc, usg-nawet usłyszałam bicie serduszka, przepisano mi tabletki na podtrzymanie i zalecono leżenie. Za 2 tyg. kolejna wizyta,na której dowiedziałam się, że niestety serce nie bije, ciąża obumarla 8tc, skierowanie do szpitala.

W szpitalu potwierdzona diagnoza i przygotowanie do zabiegu łyżeczkowania… Czułam ból, gniew i złość… „Takie rzeczy się zdarzają” – usłyszałam… „Pozbierasz się i jeszcze będziesz mieć dzieci…”. Było ciężko, ale doszłam do siebie.

Minęły trzy lata… Jestem w ciąży!

Minęły trzy lata… Miesiączka się spóźniała, poszłam do apteki po test. Od razu po powrocie do domu zrobiłam go – dwie kreski. Nie mogłam uwierzyć, radość bezcenna… Jestem w ciąży!

Następnego dnia zrobiłam badanie z krwi, które potwierdziło test. Od razu zapisałam się do lekarza. Na USG zostało wszystko potwierdzone. Jest Pani w ciąży, to 6 tydzień. Od razu zrobiłam obciążenie glukozy i wyszła cukrzyca, więc dieta i mierzenie glukozy we krwi 4 razy dziennie po posiłkach. Wyniki na początku się wahały, ale udało mi się wszystko unormować, dzięki Pani diabetolog. Kiedy minął mój pechowy 8tc. byłam przeszczęśliwa. Wszystko było OK. Ciąża rozwijała się prawidłowo. Cukry w normie. Ze względu na wiek: test Pappa-ryzyko trisomii, amniopunkcja-prawidłowy wynik- synuś, wszystkie badania – OK, nie było się do czego doczepić…

I tak dotarliśmy do połowy ciąży…

Połówkowe USG – wszystko rozwija się prawidłowo. Zlecone echo serca płodu, tak profilaktycznie… więc się zapisaliśmy na echo serduszka mojego maluszka….którego już nie zrobiliśmy, gdyż miało być w 25 tc. 🙁 Kolejna wizyta u ginekologa, wszystko OK. To był już 22tc.,cukry były w normie, regulowane tylko dietą, mierzyłam też od 16tc. ciśnienie tętnicze 3x dziennie i też wszystko było w normie. Cisza książkowa, a my świetnie się czuliśmy od początku do samego końca.

Synek był bardzo aktywny, szczególnie po posiłkach i wieczorami. Lubiłam te kopniaczki i fikołki…Mówiłam, śpiewałam, zaczepiałam i cieszyła się, że po raz kolejny zostanę mamą i będę mieć takiego małego szkrabka w domku..

Aż tu nagle ruchy ustały…

Wszyscy zapewniali mnie, że świetnie wyglądam, świetnie się czuję, żebym nie panikowała, a ja czułam, że coś się dzieje, że coś jest nie tak, że za spokojny jest mój synuś…
To był już 24tc, pojechałam do lekarza, na kolejne badania…

Moje SZCZĘŚCIE prysło jak bańka mydlana… Przykro mi serce nie bije, ciąża obumarła

Szok, ból, strach sparaliżował mnie.. Nie mogłam uwierzyć, to nie możliwe, przecież wszystko było idealnie…. Usg zrobione dwa razy, potwierdzone obumarcie płodu. Wywoływanie skurczy i poród, byłam sama z moim bólem i martwym synkiem…

Mój synek odszedł, urodziłam Go – owinął się pempowiną :(:(:( Zabieg łyżeczkowania też był. Minęły już 2 tygodnie, a Ja nadal nie mogę sobie poradzić z pustką jaka we mnie siedzi….z bólem i cierpieniem…

Aniołku zawsze będziesz w moim sercu….

Autor: Agnilon

Strata w 9 tc.

Gdy 1 września zobaczyłam 2 kreski skakałam do góry – jak głupia czekałam na to. Na 12 września wyznaczyłam sobie wizytę u ginekologa. Czekałam na nią jak na szpilkach. Chciałam jak najszybciej mieć potwierdzenie. Nikomu nie powiedziałam o moim stanie.

Gdy przyszedł termin wizyty rano dostałam plamienia i jak najszybciej pojawiłam się u lekarza. Podczas badania lekarz powiedział, że jest nieprawidłowa budowa pęcherzyka, a co najgorsze że nie utrzymam ciąży. Wypisał skierowanie do szpitala. Pojechałam. Na USG było wszystko dobrze. Tam przepisali mi hormony i wróciłam do domu.

Po 2 tygodniach wieczorem pojawiło się krwawienie. Szybko pojechała do szpitala. Tam pani doktor bez USG stwierdziła, że jest wszystko dobrze. Zostałam na obserwację. Miałam mieć zrobione USG, które niestety dopiero na drugi dzień mi zrobiono. I tam okazało się, że serduszko od tygodnia nie bije. Następnego dnia zabieg. Zostałam z tym sama – gdy wyszłam ze szpitala mąż się ode mnie odwrócił. Nie zauważa że jestem obok.

To tak boli z nikim nie mogę porozmawiać, wypłakać się…