To miało być nasze drugie dziecko. Nasz synek ma 3 latka, chodzi do przedszkola i jest naszym oczkiem w głowie. Gdy we wrześniu dowiedzieliśmy się o ciąży, bardzo się cieszyliśmy. W sumie nie planowaliśmy ciąży, ale gdyby się przytrafiła, też byliśmy na to gotowi 🙂
Archiwum kategorii: Wasze historie
Za dużo… Historia poronienia
Brak mi umiejętności pisarskich i nie jestem pewna, czy moja historia tu pasuje, ale może jak to z siebie wyrzucę, to mi ulży. Z mężem planowaliśmy dwoje dzieci, najlepiej dość szybko jedno po drugim, żeby łatwiej im było się dogadać. Wydawało się to takie łatwe, w końcu co chwilę słyszy się o „wpadkach”. Jak to się kiedyś mówiło: „kalesonami przejedzie i już jest ciąża”… A historie straty były jakieś nierealne, takie rzeczy tylko w filmach.
8 krótkich historii poronienia
Oto 8 krótkich historii poronienia, którymi Autorki chcą podzielić się z innymi rodzicami.
Kolejna strata… [HISTORIA PORONIENIA]
Moja historia zaczęła się w sierpniu 2017, kiedy na teście ujrzałam dwie piękne kreski. Wizyta u lekarza i skierowanie na betę, bo jeszcze nic nie widać. Po kilku dniach kolejna wizyta i jest piękny pęcherzyk. Kontrola w 9 tygodniu i słyszę „Tu nic nie zobaczymy, bo nic nie ma”… Mętlik w głowie…
Słyszę wyrok – puste jajo płodowe
W mojej głowie tysiące myśli… W szpitalu dostałam tabletki i na następny dzień usłyszałam „już ciąży nie ma… Do domu”. W domu płacz i ból… Po miesiącu dostajemy zielone światło i zaraz okazuje się, że się udało.
W 7 tygodniu słyszę, że nic z tego, że za szybko. Kolejny cios… Kolejne pytania „Dlaczego??” Wizyta w szpitalu – jednak tu nic nie jest takie samo. Ciąża nie chce „polecieć”, jak to określali.
Po masie tabletek i oksytocynie, 3 dniach w szpitalu…
Jest po wszystkim. Lekarze stwierdzają „trzeba odczekać 6 miesięcy”. My czekamy 9, robimy wszystko, co każą. Udaje się, na koniec września mamy 2 piękne kreski. Lekarz na USG widzi pęcherzyk i zarodek. Nasza miłość rośnie z dnia na dzień. Jesteśmy najszczęśliwsi.
Nadchodzi 9 tydzień i słyszymy „Ciąża zatrzymała się w 6 tygodniu, czekać, aż poleci”. Czekamy już tydzień, z dnia na dzień nie wiedząc, dlaczego?? Co poszło nie tak?? Lekarze stwierdzają „tak się zdarza”. To była ostatnia nasza próba. Marzyliśmy o trójce dzieci, chociaż nie w niebie.
Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, wypełnij formularz.
Przeczytaj też inne historie TUTAJ >>> Wasze historie
Zdjęcie: ©Castleguard/pixabay.com
Dlaczego to tak boli? [HISTORIA PORONIENIA]
Mam 32 lata, zdrową i śliczną córeczkę, która niedługo skończy 3 latka. Nie chcieliśmy jeszcze kolejnego dziecka, odkładaliśmy tę decyzję w czasie. Gdy zobaczyłam 2 kreski na teście, płakałam z rozpaczy… Co to teraz będzie, nie wiedziałam, czy w pracy dostanę umowę na rok czy na czas nieokreślony, chciałam zrobić staż, a tu taka „tragedia”.
To była pierwsza reakcja… na drugi dzień pokochałam moją kruszynkę całym sercem
Los tak chciał, tak miało być… W pracy wszystko się ułożyło, dostałam umowę na stałe, czego chcieć więcej. Miałam w planach pracować jak najdłużej, poprzednią ciążę znosiłam wyśmienicie i byłam pewna, że teraz też tak będzie.
Niestety w 6. tygodniu zaczęłam krwawic. Szybko po pracy do szpitala, okazało się, że z dzidzią wszystko w porządku, czasem tak się zdarza. W zaleceniach miałam brać leki oraz oszczędzać się, nie dźwigać i jak najwięcej wypoczywać, więc w miarę, na ile się to udawało przy strasznej córce, to wypoczywałam.
Kolejna wizyta, serduszko pięknie bije, dzieciątko rośnie książkowo
Wszystko dobrze, leki dalej miałam brać, ze względu na małego krwiaka, i oszczędzać się. W 12. tygodniu badania prenatalne i nasz świat się zawalił…. Dzieciątko ma przepuklinę jelitową, przepuklinę oponowo-rdzeniowa i stopy końsko-szpotawe. Szok i niedowierzanie…
To nie może być prawda, bo jak, oboje jesteśmy zdrowi, dlaczego my? Dostaliśmy skierowanie do szpitala w Poznaniu, na amniopunkcję, w celu potwierdzenia diagnozy. Ponieważ to była sobota, nie mogliśmy nic w tym dniu zrobić.
W poniedziałek szybko telefon do innego lekarza…
…i niestety potwierdzenie diagnozy, a nawet pogorszenie się, bo w pępowinie już znajdowały się oprócz jelitek, wątroba i żołądek, a serduszko biło w jamie brzusznej, klatka piersiowa była pusta. Wtedy pierwszy raz usłyszeliśmy o terminacji ciąży…
Że nasza kruszynka nie ma szans na przeżycie i możemy zakończyć ciążę… Lekarz dał nam jeszcze numer do profesora w Warszawie. Powiedział, że jeśli byśmy się zdecydowali u niego, nie będziemy mieli żadnych problemów…
Pojechaliśmy kolejnego dnia do jego kliniki
Diagnoza: dziecko bez szans do przeżycia, nie dożyje porodu.. Niepotrzebne badania genetyczne, bo dzieciątko ma wadę letalną Body Stalk Anomaly. Szybka akcja, skierowanie do szpitala Bielańskiego w Warszawie na za dwa dni.
Powrót do domu w wielkim płaczu. I co my mamy zrobić? Czy mamy prawo do tego, żeby decydować o czyimś życiu lub śmierci. Kim ja jestem, żeby móc zabić własne dziecko… Biłam się z myślami i modliłam, żebym to nie ja musiała podejmować tę decyzję, może to zabrzmi egoistycznie ale modliłam się, żeby serduszko przestało bić mojej kruszynce..
Nie chciałam podejmować tej trudnej decyzji
Ani nie chciałam czekać do porodu, wiedząc, że moje maleństwo i tak nie ma szans przeżyć… W sobotę rano po 4 godzinach jazdy do stolicy stawiliśmy się w szpitalu… Kolejny lekarz, kolejne badania… Po paru sekundach słyszę: płód obumarły, serce nie bije…
Świat się wtedy dla mnie zatrzymał… Rozpadłam się na milion kawałków. Niby tego chciałam, ale dlaczego to tak bolało? Zostałam przyjęta na oddział, chwała szpitalowi za to, że leżałam na ginekologii naprzeciwko dyżurki pielęgniarek, na szczęście byłam sama w pokoju.
Za chwilę dostałam 2 globulkę na wywołanie porodu i czekaliśmy. Na szczęście mąż mógł być ze mną do wieczora. Bo nie wiem, czy sama dałabym radę… Zaczęło się po kilku godzinach delikatne krwawienie, które z godziny na godzinę się nasilało.
Nie było bólu, lekki ból brzucha jak przed miesiączką
Ja byłam jakby obok wszystkiego, nie docierało do mnie to, co się dzieje, chciałam już, żeby było po wszystkim… Skrzepy krwi lały się że mnie strumieniami, pani salowa nie nadążała wycierać podłogi, bo nic nie było w stanie zahamować mojego krwawienia.
Po każdym takim skrzepie wołaliśmy pielęgniarkę, która sprawdzała, czy tam nie ma naszego dzieciątka. Bałam się chodzić do toalety… Po 10 h trafiłam na zabieg łyżeczkowania, bo stwierdzili, że zaraz się wykrwawię.
Gdy na drugi dzień spytałam się o moje maleństwo…
Pani doktor stwierdziła, że płodu nie było…. Moje dziecko skończyło jako odpad medyczny w koszu na śmieci… Musiał być w którymś skrzepie, którego ktoś przeoczył… To chyba boli najbardziej… Póki byłam w szpitalu, jakoś się trzymałam, byłam obok tego.
Ale w domu nie potrafię sobie znaleźć miejsca… Płaczę po kątach, nie chcę, żeby córeczka widziała mój smutek, przy niej zakładam maskę i staram się, żeby było jak dawniej… Ale tak już nigdy nie będzie… Nie sądziłam, że można kogoś tak kochać i tęsknić za kimś, kogo się nie widziało…. Nie wiem, jak dalej żyć…
Żegnaj, mój mały kochany aniołeczku… Będziesz zawsze w moim sercu. Kocham cię. Twoja mama
Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, wypełnij formularz.
Przeczytaj też inne historie TUTAJ >>> Wasze historie
Zdjęcie: ©Comfreak/pixabay.com