Zaszłam w ciążę w lutym. Na początku nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogę być w ciąży, ale te mdłości, wiecznie zmęczona, ból piersi… Wtedy jeszcze się uczyłam i bałam się, co powiedzą rodzice… Któregoś dnia nie poszłam do szkoły, bo strasznie się źle czułam. Lekarz radził mi zrobić test lub od razu iść do ginekologa.
Wracałam od lekarza, wstąpiłam do apteki, kupiłam test
W domu poczekałam, aż moja mama z siostra wyjdą, aby zrobić ten test, kiedy nikogo nie będzie, został ze mną siostrzeniec, poszłam do łazienki, zrobiłam ten test. Od razu było widać dwie kreski… W oczach łzy, siostrzeniec wtedy powiedział „nie płacz, chodź się bawić”. Jeszcze jak na złość brat na chwilę przyjechał, gdy wracał z pracy i szybko wycierałam łzy, by nie widział…
Gdy tylko wyszedł, napisałam do swojego chłopaka, że zrobiłam test, jest pozytywny… Nie uwierzył mi, powiedział, że jak go okłamałam, to z nami koniec.
Zdenerwowałam się strasznie na niego, chciałam się komuś wypłakać
Tata wrócił do domu, to skorzystałam z sytuacji i zostawiłam mu wnuczka, wyszłam z domu i poszłam do pracy mojego chłopaka. Również tam pracowałam tylko w barze, a on na magazynie, była to firma tapicerska. Pani Kasia, taka nasza „mama” – tak ją na praktykach nazywałam, zawsze można było jej wszystko powiedzieć, zawsze doradziła, wysłuchała, pomogła – zauważyła, że coś jest nie tak.
Pokazałam jej test, była w szoku… Ja też. Przytuliła mnie i powiedziała, że wszystko będzie dobrze i to mi bardzo pomogło, w tym czasie chyba doszło do mojego chłopaka to, że nie okłamałam go, bo jak w takiej sprawie można w ogóle kłamać, jeszcze żebym kiedykolwiek go okłamała…
Wróciłam do domu i po dwóch dniach postanowiłam powiedzieć rodzicom
Tzn. najpierw mamie, mama na pewno była w szoku, lecz tego nie okazała, powiedziała mi, żebym tylko szkoły z tego powodu nie przerwała, bo to ostatnie pół roku zostało, przytuliła i poszła powiedzieć tacie.
Tata, słuchałam, ucieszył się bardzo, przyszedł do mnie, także mnie przytulił, powiedział, że będzie dobrze, że pomogą nam we wszystkim. Wtedy płakałam i chciałam się uspokoić, dopiero później do nich poszłam, siedzieli z moją starszą siostrą, mamą Wiktorka.
Mama na mnie spojrzała i powiedziała „czuję, że to będzie dziewczynka”
Z siostrą zaczęły wyliczać, który to tydzień, siostra od razu chciała ze mną jechać do ginekologa, lecz ja wolałam do innego i tu właśnie był mój błąd. W poniedziałek poszłam jak zawsze na praktyki, no i w wolnej chwili dzwoniłam do pani ginekolog, lecz nie było jej – dopiero za dwa tygodnie wizyta, nie chciałam tyle czekać, zadzwoniłam do drugiego… Dopiero w sobotę, okej tyle poczekam, nie doczekałam się..
W środę wcześnie rano miałam sen, że krwawię, obudziłam się i mówię sobie „to był tylko sen”. Poszłam do łazienki, bo chciało mi się siku, podcieram się, a tam krew – jeszcze nie dużo, ale jaśniutkie plamki krwi. Poszłam do mamy, mówię jej, co jest, powiedziała mi, że no tak nie powinno być…
Potwierdziła tylko to co, ja powiedziałam
Wróciłam do łóżka, łzy same mi zaczęły lecieć, trzymałam się za podbrzusze, zaczęło mnie boleć, płakałam tak z bólu, że aż siostra się obudziła, poszła po mamę i chciały jechać do lekarza, było to jakoś przed 8 już.
Pojechaliśmy najpierw do ginekologa, ale nie było go, więc do szpitala, był obok, poszliśmy na oddział ginekologiczny. Był obchód, po obchodzie lekarze gdzieś poszli, przyszła pielęgniarka, taka niemiła, naskoczyła na nas, że mogłyśmy od razu lekarza zawołać, a nie czekamy…
Że lekarze poszli na operacje i mam czekać, czekałam trzy godziny…
Przyszedł lekarz z przyszpitalnej przychodni, nie miał zbyt dobrej reputacji, ale chociaż on mógł mnie zbadać, poszłam z nim na USG. Mówi ze to był 7-8 tydzień, ale poroniłam. Zaczęłam płakać, poszłam się ubrać, nawet sznurowadeł nie zawiązałam, idę, tak płacząc, mama idzie w moją stronę, wtuliłam się w nią i powiedziałam, że tam już nic nie ma..
Że poroniłam… Przyjęli mnie na oddział, napisałam do chłopaka, że muszę mu coś powiedzieć, napisał ze już wszystko wie, że już do mnie jedzie. Nie wiem dlaczego, ale jak przyjechał, nie chciałam jego obecności, teraz tego bardzo żałuję, bo sama wszystko w sobie dusiłam, a go to wszystko bardzo też bolało. Stwierdziłam, że nie będę leżeć w tym przeklętym szpitalu, gdzie obok były kobiety w ciąży i wypisałam się na własne żądanie, wróciłam do domu, ponad miesiąc byłam na zwolnieniu, w międzyczasie chodziłam do psychologa, lecz nic to nie dało…
Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, wypełnij formularz.
Przeczytaj też inne historie TUTAJ >>> Wasze historie
Zdjęcie: ©wagrati_photo/pixabay.com