Zbyt krótka historia – poronienie po wielu staraniach

Mam 32 lata i jestem jedną ze zwykłych twarzy w tłumie, nie zatrzymasz na mnie wzroku, niczym nie wyróżniam się na tle tysiąca osób. Stoję sama, a deszcz cicho spływa po moich policzkach. Z moim partnerem poznaliśmy się 7 lat temu, od razu chcieliśmy mieć dziecko. Nie wychodziło…

poronienie po wielu staraniach - historia

Pochodzę z niewielkiego miasta na południu Polski, po roku intensywnych starań poszliśmy do lokalnego ginekologa. Diagnoza: „Proszę zrzucić kilka kg i się nie poddawać”. Podziękowaliśmy. Od dziecka choruje na Hashimoto-endokrynolog, zbijamy TSH poniżej 1. Nadal zero rezultatów. Najgorsze w tym wszystkim było to, że wiecznie nas odsyłano gdzieś. „Proszę zrobić badanie i przyjść za miesiąc”. Jedni lekarze widzieli policystyczne jajniki, inni – mocno się tej diagnozie sprzeciwiali.

Trafiliśmy do kliniki niepłodności. Wszystkie badania na miejscu, omówienie naszego przypadku i plan leczenia w 4 h!!! Byliśmy przeszczęśliwi. Moja przypadłość-brak jajeczkowania. Leki, zastrzyki, załatwianie wolnego w pracy, wizyty w klinice, kilka tysięcy złotych zainwestowane w nasze marzenie.

Pierwszy cykl nie przyniósł spodziewanego efektu, kolejna jedna kreska na teście ciążowym. Łzy, bezsilność. Telefon do kliniki – moja p. doktor ma wolne, ktoś ma ją zastąpić. Wizyta, powrót do domu, kolejna za kilka dni. Nie zostały przepisane mi leki, stracony cykl? Nie. moja p. doktor się nie poddaje – cykl przyspieszony, hiperstymulacja – efekt dwie komórki jajowe i podwójna szansa na szczęście.

2 tygodnie później dwie kreski, świat wirował wokół mnie. Czułam się świetnie, pierwsze zakupy ciuszków z ukochanym. „I love daddy” – napis na bluzeczce wywołuje u mnie łzy. Przez pierwsze 4 tygodnie robiłam betę, pięknie rosła. W 6 tygodniu wizyta – zobaczymy serduszko. Kilka badań dzień przed i jedziemy zobaczyć naszą kruszynkę po raz pierwszy.

Dzień przed wizytą przyszedł wynik bety: 800. Poczułam ukłucie. Na wizytę jechałam już z tą świadomością, że moje dziecko nie żyje. Nie jestem lekarzem, ale…. Przeczucie?? Coś strasznego. Nigdy w życiu nie czułam czegoś takiego. Płakałam.

Pani doktor powiedziała, że dziecko się zatrzymało, na USG było widać kropeczkę, ale niestety. Dla potwierdzenia jeszcze jedna beta, spadła o 200… To jest takie uczucie, jakby ktoś zamknął Cię w ciemnej piwnicy, a ty nie widzisz niczego poza ciemnością. Niech pani odstawi Duphaston i czeka na krwawienie. Mija tydzień. Ktoś mnie pilnuje, żebym się myła, a ktoś inny, żebym jadła, ktoś przychodzi i wychodzi. Chcę moje dziecko! Dlaczego ja? Dlaczego moje dziecko? Nikt nie odpowiada.

Nadesłała: Patrycja

Dwa lata starań – moja historia

Dwa lata starań były dla nas ciężkim czasem. Kolejna nieudana próba przyprawiała mnie o rozpacz. Mąż bardzo mnie wspierał mówił, że w końcu się uda – nie wierzyłam, że kiedyś nadejdzie ten dzień.
Dwa lata starań - moja historia
Gdy znów przyszedł czas na kolejny test, byłam tak zrezygnowana, że najchętniej bym go nie robiła. Gdy zobaczyłam na teście 2 kreski nie mogłam uwierzyć w moje szczęście.
Pierwsze USG wszystko idealnie.  Wyniki książkowe. Każde kolejne USG i oglądanie synka było czymś niesamowitym. Ja ciągle nie dowierzałam, że to się dzieje.
Gdy minął 16 TC zaczęłam rozglądać się za wyprawką. Trochę ubranek, wózek. To tak bardzo mnie cieszyło. Nigdy nie byłam tak silna jak w tej ciąży, nie było dla mnie rzeczy niemożliwych.
Pewna siebie uśmiechnięta – jak nie ja. W 18 tc zaczęło się coś dziać. Pojechałam do szpitala była to środa. USG wszystko było ok. Niesamowita ulga. W sobotę miałam wyjść do domu, w piątek wieczorem kontrolne USG, serduszko nie biło. Mój świat się zatrzymał.
Minęło już prawie 4 miesiące a ja czuję się coraz gorzej. Nie umiem poradzić sobie z tą pustką. Tak bardzo tęsknię za moim małym synkiem. Mieliśmy tyle planów i marzeń jak to będzie we trójkę. Nie umiem wrócić do normalnego życia.
Wizyty na cmentarzu są dla mnie chwilowym wytchnieniem. Mąż jest ogromnym wsparciem bez niego, bym nie przeżyła tego wszystkiego. Wiem, że muszę się pozbierać, że mam dla kogo żyć tylko jak to zrobić?

Autor: Anonim

 

Łzy – moja historia

Rok 2015 szczęście nie zna granic – w końcu w wieku 30 lat biorę ślub z ukochanym. Poszukiwania tego jedynego trwały, ale oto jest ktoś, kto rozumie Cię bez słów, ma podobne priorytety życiowe i razem chce tworzyć szczęśliwa rodzinę. Ślub był piękny! Pogoda dopisała, każdy z gości bawił się jak się bawił – ważne, że my się bawiliśmy świetnie! I mieliśmy cały świat przed sobą i łzy szczęścia w oczach.

moja historia

Rok 2023 mija – 7 lat od ślubu. Świeci słońce, zimowe powietrze rozwiewa włosy i suszy łzy. Tym razem to łzy bezsilności, ale i nadziei, łzy niewiadomego i łzy pamiętające 6 ciężkich prób in vitro.

Ciężkich fizycznie – ale organizm regeneruje się szybko. Ciężkich psychicznie – z tym radzić sobie trzeba każdego dnia. Każdego dnia zaczynać walkę na nowo i każdego dnia wypatrywać, czy tym razem się uda.

Czy za dwa dni test beta pokaże wymarzone dwie kreski. Czy… za dużo tych „czy”. Ale wierzyć trzeba, chociaż każda kolejna próba wyniszcza i zabiera cząstkę naszych dusz.

Teraz już wiem – nauczona doświadczeniem, że na mężu odbija się to tak samo jak na mnie. Dużo rozmawiamy, stał się empatyczny, chociaż tylko ja to widzę.

Rodzina nic nie wie. Tylko rodzice. Ale nie mają słów, czasem się zapomną i w gronie najbliższych składają wspólne życzenia na „dzień matki” siostrze, kuzynkom i dopiero po chwili zmieniają szybko temat widząc nasz smutek, którego żaden makijaż nie zakryje.

Ale wierzymy, że tym razem się uda. Że procedury proponowane przez kolejne kliniki się sprawdzą. Że warto było tyle lat wyrzekać się wyjazdów, przyjemności by wszystkie oszczędności składać na kolejne procedury. Że jest nadzieja.

Autor: Kochająca mocno

Dwa anioły w niebie – moja historia o stracie

26.01.2021, 26.01.2023 – Dla kogoś zwykłe daty, a dla mnie i mojego męża rozbicie serca na dwie równe części. Te same daty, te same tygodnie ciąży. Pech? Tak też określa się po badaniach naszą drugą ciąże. Mieli Państwo pecha, nie mieliście na to wpływu.

historia o poronieniu

Przy pierwszej ciąży też była mowa o pechu. W postaci długiego i ciężkiego krwotoku, a w konsekwencji zabiegu. Przy drugiej długie i bolesne czekanie na wystąpienie krwawienia zakończone zabiegiem.

Ból fizyczny minął, ale psychiczny nie. Człowiek z każdym kolejnym dniem zadaje sobie pytanie: Czy przy kolejnym badaniu genetycznym wyjdą jakieś błędy i być może nigdy nie będziemy mieli dzieci?

Codzienne budzenie się ze świadomością – może to sen, może maluszek jeszcze jest we mnie? Potem nastaje szara rzeczywistość, powrót do niej. Każdego dnia staramy się z mężem myśleć,  tak jak kiedyś marzeniami.

Kiedy 5 lat temu planowaliśmy ślub i nasze życie było aktywne – od celu do celu, od marzenia do marzenia. Nagle świat i okrutny los po czasie starań o kolejne marzenie mówi NIE – zatrzymajcie się.

Pech? Nie chce tak tego odbierać, ale los nie podpowiada na ten moment inaczej. Najgorszy jest powrót do pustego domu bez dzieci, wracają obowiązki do których nie chcesz wracać i to wewnętrzne pytanie czy jeszcze kiedyś będzie Ci dane spełnić Twoje największe marzenie – mieć po prostu zdrowe dziecko, któremu jesteś w stanie zapewnić wszystko, a przede wszystkim kochająca rodzinę.

Autor: Martyna

Strach, ból, człowiek robot – historia o stracie

Zaczęłam staranie się o dziecko w późnym wieku.  Mój poprzedni partner nie chciał dzieci. Pana A spotkałam 4 lata temu. W maju 2022 spełniło się nasze marzenie. Wyszedł test pozytywny.

Strach, ból, człowiek robot

Jeździliśmy razem do lekarza, płakaliśmy ze szczęścia jak usłyszeliśmy tętno. Cieszyłam się nawet z mdłości. Wyobrażałam sobie jak będzie wyglądać nasze życie w 3. Patrzyłam na Pana A . I widziałam w nim Tate jakiego ja bym chciała mieć.

Zapomniałam dostarczyć badania na toksoplazmozę. Pojechałam sama z wynikiem.  Tego dnia usłyszałam przykro mi ale …

Nie pamiętam jak dojechałam do domu. Pamiętam jak okrutnie się czułam.  Pustka, żal, jak okropnie płakaliśmy. Potem szpital. Ze szpitala niby wyszłam ja, ale nie ja. Coś mi odebrano podczas zabiegu.

Nigdy nie zapomniałam … Zrobiłam tatuaż, żeby mieć cząstkę tego co mi los odebrał przy sobie … łzy pod prysznicem … nikt nie rozumiał.

Grudzień 2022 . Długo nie chciałam się kochać z panem  A . Czekał . Nie naciskał . Starał się zrozumieć . Aż dałam się uwieść, bo widziałam jak mój ból po stracie niszczy nasz związek.

31.12 znalazłam 10 zł na ulicy kupiłam test – wyszedł pozytywny. Zamiast się cieszyć płacz, że nie jestem gotowa, żeby znowu to przechodzić. Rozmowy, że to cud i jest to piękne zakończenie fatalnego roku .

Specjalnie pojechaliśmy w Nasze miejsce, żeby cieszyć się z tego, ale żadne z nas nie potrafiło, bo czuło strach. Codziennie byłam z psem wieczorem pod kościołem, błagać żeby się udało.

Bóg mnie nie słyszał. 02.02.23 zabieg.  W środku mnie nie ma,  jakby ciało nosiło popiół. Codziennie zakładam maskę. Nie poruszam z nikim tematu, ból nie do zniesienia. I tak nikt nie zrozumie. Psychoterapia, na której te drzwi do bólu zamknięte – człowiek robot.

Nikt nie domyśla się co czuje, przecież się uśmiecham… maska ciąży. Obwiniam się, że nie potrafiłam się z Ciebie cieszyć. Czekałam na Ciebie, na Was oboje. Jak na nikogo innego.

Najbardziej boli, że kogoś kocha się nad życie i nie możesz mu tego powiedzieć ani pokazać. Spotkamy się tam na górze . Wtedy Mama opowie Wam jak na Was czekała i jak bardzo Was kocha ❤️❤️❤️❤️

Autor: Doti