„Tęczowe dzieci” – osobom, które doświadczyły poronienia znane określenie. Ja doświadczyłam tego x2. Właściwie to mój przypadek jest trochę inny. Moje jedno tęczowe dziecko żyje, drugie nie. A jeszcze dokładniej to nie żyje to pierwsze.
Mojej pierwszej straty doświadczyłam w październiku 2018. Miałam w domu rocznego syna. Chcieliśmy mieć jeszcze jedno dziecko, z małą różnicą wieku. Kiedy nasz N. skończył 13 miesięcy udało się, byłam w ciąży.
Ciąża od początku nie rozwijała się tak jak powinna. Ciągle była jakby młodsza, to nie było widać zarodka, to serduszka. Na 3 wizycie u lekarza coś tam pikało, ale jakby za mało. W końcu skończyło się na tym, że maleństwo stanęło w rozwoju.
W 10 tc trafiłam do szpitala na wywołanie poronienia. Niestety byłam przypadkiem, który sam nie poroni. Dostawałam tabletki w końskich dawkach, nie ruszyło. Po łyżeczkowaniu było po wszystkim. Czułam się tak „pusta w środku”, wtedy myślałam, że już nic gorszego mnie w życiu nie spotka. Niestety- spotkało.
Pół roku po poronieniu znów byłam w ciąży. Wyczekiwanie i radość przeplatały się ze strachem. Jednak tym razem ciąża rozwijała się książkowo. W 13 tc pojechaliśmy razem z mężem na badania prenatalne. Widzieliśmy ruchliwego maluszka, rączki, nóżki. Lekarz powiedział, że wygląda na dziewczynkę i mamy zdrowe dziecko. Od zawsze marzyłam o córeczce, cieszyłam się jakbym wygrała w totka. Będę mieć moja ukochana córeczkę! Moją małą M.
17 tc kolejna wizyta u lekarza. Lekarz wypatrzył, że coś nie tak jest z sercem. Obraz nie był prawidłowy. Kolejne badania, kolejni lekarze, padł wyrok złożona, ciężka, sinicza wada serca. Bez wad genetycznych. Wtedy mogliśmy legalnie w Polsce usunąć ciążę. Jednak sama wada serca nie była dla nas wystarczającym powodem do podjęcia takiej decyzji.
Urodziłam M. o czasie w 39 tc. W jak to nam mówiono najlepszym ośrodku do tego typu wad w Polsce. Malutka była idealna, była naszą małą, dzielną wojowniczka. Walczyła dzielnie, jak już wydawało się, że wyszliśmy na prostą, że już wszystko musi być dobrze.
M. odeszła mając zaledwie 5 tygodni. Nagle, nikt się tego nie spodziewał. Nawet lekarze. Do dziś nie wiemy dlaczego tak się stało. Przecież dzieci z cięższymi wadami żyją i mają się dobrze. Nie moja mała M. Załamałam się, nie umiałam pozbierać myśli. Dobrze, że mój mąż był na tyle silny, żeby to wszystko zorganizować, bo ja nie byłam w stanie.
Przy życiu trzymał mnie tylko mój syn, który wtedy miał zaledwie 2 i pół roku. Na szczęście był na tyle mały, że nie rozumiał tego co nas spotkało. Wtedy mówiłam, że już nigdy więcej nie urodzę dziecka. Nie przeżyje kolejnej straty. Nie ma nic gorszego jak śmierć własnego dziecka. Jednego dnia masz uśmiechnięte, kochane dziecko, słyszysz że za kilka dni zabierzesz je do domu. Planujesz w myślach co będziecie robić, będziecie w końcu w komplecie a nagle cały świat ci się zawala. Następnego dnia dziecka nie ma.
Było ciężko, nie mogłam patrzeć na kobiety z wózkami. Wracałam do domu zamykałam się w łazience, albo wchodziłam pod prysznic i wyłam jak dziecko. Serce mi pękało na każdą myśl o niej. Tęsknota mnie wykańczała. Im więcej czasu mijało tęskniłam za nią coraz bardziej. Wtedy zaczęłam myśleć o kolejnej ciąży, o tym że ja muszę mieć jeszcze jedną córkę.
I tak się stało, równo 7 miesięcy po śmierci mojej małej M. zobaczyłam 2 kreski na teście ciążowym. 15 miesięcy po śmierci M na świat przyszła nasza druga córka. ZDROWA. 1 czerwca moje oczko w głowie skończy rok. Jest moją prawdziwą tęcza, moją małą iskierką, jest moim takim prawdziwym oczkiem w głowie.
Dzisiaj, ponad 2 lata po śmierci naszego aniołka jeździmy razem całą czwórka na cmentarz. Mój syn dobrze wie, że ma siostrę aniołka. Opowiada o niej innym. Choć osobiście jej nigdy nie poznał mówi, że on ma 2 siostry jedna jest aniołkiem. Wie, że mama najpierw urodziła jego, później aniołka a później naszą P. Nosi jej na grób razem z tatą czerwone róże.
Chciałabym, aby kiedyś w przyszłości moje dzieci o niej pamiętały. Aby same dobrowolnie czuły potrzebę odwiedzenia grobu siostry. Choć nie ma jej z nami, zawsze będzie częścią nas. Częścią, która nas jeszcze bardziej zbliżyła do siebie, a najbardziej nauczyła nas cieszyć się z tego co mamy tu i teraz. Doceniać zdrowie i je szanować. Bo jak jest zdrowie to poradzimy sobie ze wszystkim.
Jeśli Ty również chcesz podzielić się z Nami historią ,,Tęczowego dziecka” prześlij ją na kontakt@poronilam.pl lub uzupełnij poniższy formularz.
Historia zostanie opublikowana anonimowo.
Uwaga! Nie publikujemy nazwisk lekarzy i nazw szpitali.