Witam. Mam na imię Paulina i mam 23 lata. Od 18 roku życia zawsze marzyłam, by znaleźć mężczyznę swojego życia i z nim mieć dziecko (to chyba marzenie każdej z nas). Od tamtego roku mieszkamy za granicą. Taką separacja z otaczającymi nas znajomymi dobrze wpłynęła na nasz związek.
Dlatego też postanowiliśmy się starać o dzidziusia
W listopadzie pojechaliśmy do Polski. Ze względu, że spóźniał mi się okres, postanowiłam zrobić test ciążowy. No i wyszedł pozytywny. To co w głowie mi się zaczęło robić, to nawet sobie nie wyobrażacie. W każdym sklepie z artykułami dla dzieci czułam się jak w niebie.
Jednak dla pewności umówiłam się do lekarza, który zlecił mi zrobienie badania na beta hcg. Potwierdziło się. W Niemczech nie miałam jeszcze ubezpieczenia, więc postanowiłam się umówić na następną wizytę, która wypadała na 27 grudnia.
Wróciliśmy do Niemiec
19 grudnia zaczęły mi się delikatne plamienia, ale z tej racji, że niedługo miałam mieć wizytę u ginekologa, to postanowiłam, że zaczekam. Wizyta tu bez ubezpieczenia drogo by mnie wyniosła, a niestety nie było nas stać. 20 grudnia pojawił się ostry ból brzucha. Położyłam się, mąż mówił (wspierał mnie), że wszystko będzie dobrze.
Jednak minutę po położeniu się, dostałam silnego krwotoku. Do tej pory mam całe zderzenie przed oczami. Na ogół jestem panikarą, ale jak zobaczyłam przerażenie męża, wiedziałam, że muszę być silna. On pobiegł po swoją szefową (że względu na język), a ja pod prysznic.
Zawieźli mnie do kliniki
Tam mi kazali dać próbkę moczu do badań. Przy robieniu siusiu wyleciało mi moje maleństwo. To był 12 tydzień. Jednak nadal nie dawałam swoim emocjom upustu. Zlecono mi zrobienie łyżeczkowania. Jednak musiałabym zapłacić sporo pieniędzy, więc od razu po tym, jak wyszliśmy ze szpitala, spakowaliśmy się i w pojechaliśmy do Polski. Tam, dzięki lekarzowi, miałam darmowy zabieg – kobiety w ciąży nawet bez ubezpieczenia maja państwowe ubezpieczenie.
Każdy mi się dziwił, jak ja sobie radzę, że nie siedzę i nie płaczę
Teraz mi wszystko wróciło. Depresja mi wróciła (kiedyś już przez nią przechodziłam). Gdy tylko męża nie ma w domu i jestem sama, oczy mam jak kryształki od łez. W głowie mam sajgon. Nic mi się nie chce. Waga przybywa. Nie mam motywacji, by się za siebie zabrać.
Najgorsze, że nie mam tu w Niemczech nikogo aż tak bliskiego, by usiąść i porozmawiać. Z mężem nie potrafię. Przez telefon z przyjaciółką też nie. Po prostu tłumię to w sobie, ale wiem, że jak wybuchnę, to nikt tego nie opanuje. Boję się.
Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, wypełnij formularz.
Przeczytaj też inne historie TUTAJ >>> Wasze historie
zdjęcie: pixabay.com