Sierpień 2019… Zasypana obowiązkami w pracy, czekająca na upragniony urlop. Jak co dzień pełno telefonów, dokumentacji, uporczywi klienci i nadzwyczaj ciężki przetarg. Termin złożenia oferty już jutro, ale na spokojnie, zawsze twarda, bez emocji ogarniam co swoje. Nie tym razem. Polały się łzy. Ale dlaczego? Przecież to tylko praca, żadna przeszkoda nigdy nie była dla mnie wyzwaniem.
Szybko odpalam kalendarzyk miesiączkowy, a tam informacja, która nie była dla mnie zdziwieniem.
Twój okres spóźnia się 2 dni. Zaraz po pracy udałam się do apteki. Bez większej ekscytacji, mimo, że marzyłam od tym od dawna. Mój partner akurat spał. Po cichutku udałam się do łazienki z nadzieją, że zaraz obudzę go najpiękniejszym widokiem na świecie – dwoma kreskami. Niestety. To jeszcze nie mój czas. Trochę smutna, trochę zła cisnęłam testem o podłogę i wsunęlam się mu pod kołdrę, ze stojąca klucha w gardle, bo tylko tego brakowało mi do pełni szczęścia. Po godzinnej drzemce wróciłam sprzątnąć cały ten bajzel.
Ku mojemu zdziwieniu… DWIE KRESKI. Ale jak to?
Ta jedna jakaś taka niewyraźna. Biegiem do apteki bez słowa po kolejne testy. Wszystkie oczywiście wyszły pozytywnie… to był mój dzień. Wyłam jak bóbr ze szczęścia przez resztę wieczora. Na drugi dzień szybko telefon do ginekologa. Przecież jak najszybciej chcemy potwierdzić nasze szczęście. Tydzień oczekiwania na wizytę tak bardzo się dłużył, ale ja byłam pewna. Nosze pod sercem moje prawdziwe serce, moje upragnione dzieciątko. Byłam najszczęśliwsza kobietą na ziemi. Spełniło się moje największe marzenie. Aż do tej zasranej wizyty… „Ciąża nie rozwija się prawidłowo” „Ale jak to? Przecież widać pęcherzyk? Co robić? Za tydzień mieliśmy wyjechać na urlop do Chorwacji, Pani doktor co robić?” I tych słów nie zapomnę do końca życia -„Jechać na urlop, będzie co będzie”. Miałam ochotę nawciskać tej wstrętnej babie, ale widząc moja minę wysłała nas na betę do szpitala. Po drodze zgarnęliśmy naszych przyjaciół, którzy czekali już na nas w najlepszej restauracji w mieście, żeby świętować TEN NASZ DZIEŃ. Ja cała we łzach, on tylko w skupieniu zagryzał wargę, jadąc do szpitala. Nie mówił nic. Był przerażony. Bo co to do cholery w ogóle znaczy? Skąd na takim etapie ciąży ona już wydała wyrok? Na drugi dzień zmiana ginekologa. Ponowna beta. Trochę wzrosła, ale nie podwoiła się … podwoiła się za to dawka duphastonu, która przepisała mi nasza nowa prowadząca, która delikatnie mi wszystko wytłumaczyła i ostrzegła, ze na 80% poronię.
Ta wiadomość wydawała mi się wtedy końcem świata.
Płacz, ciągły płacz … Siłą zabrana na te wyczekiwane wakacje, mimo, że mało z nich pamiętam, ciągle myślami byłam z moim dzieciątkiem. Co z nim się dzieje? Po powrocie od razu wizyta. Jechałam tam jak po wyrok. A tu szok, bije serduszko, wszystko jest ok. Ja plączę, on płacze, ginekolog płacze … miałam się jeszcze nie cieszyć tylko spokojnie czekać do końca pierwszego trymestru. W 12 tyg. dowiedzieliśmy się, że nasz skarb to chłopczyk. Spełnienie naszych marzeń, ale wtedy dowiedzieliśmy się czegoś jeszcze – zbyt duży pęcherz. I od tej pory wszystko się zaczęło.
Diagnoza była jednoznaczna, megacystis.
Jakaś pierd… błonka nie pozwala mu zrobić siusiu. Pęcherz rósł tak szybko, jak kilometry, które przemierzaliśmy w poszukiwaniu pomocy. W końcu odnaleźliśmy profesora Szaflika, który jako jedyny nie rozłożył rąk i nie poinformował nas o prawie do terminacji ciąży. Wyznaczył termin, obiecał, że porwie się z motyka na słońce i nam pomoże. Jedyna przeszkoda to, że nasz synek miał tylko 14 tyg. Mieliśmy poczekać 2 tyg. aż podrośnie i wtedy założymy shant, czyli taki malutki cewniczek aby w końcu mógł się wysiusiać… Po tygodniu pełni nadziei udaliśmy się do naszego ginekologa, żeby sprawdzić jak tam trzyma się nasz maluszek z ogromnym brzuszkiem. Nie trzymał się ani on, ani ja, ani jego tata. Poronienie zatrzymane. Nie ma już serduszka. Nie słyszę już najpiękniejszego odgłosu na świecie. Szpital. Tabletki wywołujące skurcze i poród.
Mój 15 tyg. maluszek po prostu wypadł na kafelki w szpitalnej toalecie. Miał taka piękna buźkę i taki ogromny brzuszek…
Jutro jest pogrzeb. A ja nie jestem już ta samą osoba. Coś we mnie pękło. Tak cholernie boli. Tak cholernie potrzebuje pomocy. Tak cholernie za Nim tęsknie. Jutro niby pożegnamy Go na zawsze. Wolałabym jednak by to mnie żegnano…
Tak bardzo Cię kocham mój malutki syneczku. Tak bardzo tęsknie…
Twoja mama
Wiem
Co czujesz przeszłam to samo ;(