Chciałam opowiedzieć wam moją historię. Mam 22 lata. W lipcu 2018 roku mój partner oświadczył mi się. I to był ten moment, kiedy powiedzieliśmy sobie: „CHCEMY MIEĆ DZIECKO”. Nie musieliśmy czekać długo, miesiąc później test pokazuje dwie kreski. Nasza radość była nie do opisania.
Pierwsza wizyta u ginekologa i pierwsze złe wieści
„Macica powiększona, ale nic tutaj nie widzę”. I radość bardzo szybko przerodziła się w smutek i strach. „Ale poczekamy jeszcze, może maluszek jeszcze sie nie zagnieździł”. Tydzień później kolejna wizyta i jest! Mamy to. Jest maluszek. Wszystko w porządku, zakładamy kartę ciąży.
Kolejna wizyta i co? Mamy dwa pęcherzyki, ciąża bliźniacza. Radość podwójna, lecz nagle cisza. Nic nie słychać. Chwilę później słyszę tylko: „Ciąża obumarła, oba płody nie mają tętna”.
Ciąża obumarła – po tych słowach nie słyszałam już nic innego
Do domu, walizka i do szpitala. W szpitalu po badaniach do sali zabiegowej. Idę korytarzem i wiem, że zaraz podadzą mi tabletki, przez które już nie będę miała ich przy sobie. Idę, wiedząc, że zaraz zostanie w moim brzuchu i sercu ogromna pustka.
Podano mi tabletki poronne. Godzinę później ogromny ból. Krwawienie. Zaczęło się. Całą noc spędziłam w toalecie. Płacz, ból i ogromny smutek. To był 12 tydzień – moje maluszki juz nie były takie małe. Nagle czuję, że coś wychodzi, wstaję z toalety i patrzę, a tam na papierze „leżą” moje aniołki, takie malutkie, ale takie piękne. Tak ogromnego żalu nigdy nie czułam. Patrzyłam na nie i nie mogłam przestać płakać.
Wróciłam do domu. Pozostało pytanie: jak poradzić sobie z tą stratą?
Tydzień później spotkanie rodzinne, a siostra ogłasza, że jest w ciąży. Poczułam się, jakby ktoś dał mi w twarz. Nigdzie nie znalazłam żadnego artykułu, żadnej książki, która powiedziałaby mi, jak mam sobie z tym poradzić. No jak? Do teraz nie wiem.
Nie poddajemy się, próbujemy dalej
3 miesiące później zaczynamy znów, lekarz mówi, że możemy. Wszystko już jest w porządku. Mija miesiąc i znów mamy! 2 kreski. Tym razem czekam, żeby było coś widać. Umawiam sie dopiero za dwa tygodnie na pierwsze badanie. Mija tydzień od cudownej wieści i… Wstaję rano i krwawię. Już wiem, co sie dzieje. Jadę do szpitala. 6 tydzień, ale brak już zarodka, musiał wyjść wraz z pierwszym krwawieniem w domu.
Znów to samo, znów szpital, znów tabletki, znów ogromna strata…
Mam 22 lata i już 3 aniołki w niebie. I chociaż nie wiem, czy były córeczkami tatusia, czy może synusiami mamusi, kocham je wszystkie nad życie. Nie do opisania jest ta miłość. Taką miłość zrozumie tylko mama, która ma aniołki.
Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, wypełnij formularz.
Przeczytaj też inne historie TUTAJ >>> Wasze historie
zdjęcie: pixaby.com