Moja miłość – moja historia po stracie

Ten dzień, gdy zobaczyłam dwie kreski. Byłam najszczęśliwszą osobą na planecie. Długo staraliśmy się z mężem o maleństwo. W pewnym momencie odpuściliśmy i udało się – test pozytywny. Jak każda kobieta w ciąży, umówiłam się na wizytę u lekarza i wraz z mężem widzieliśmy małe serduszko naszego maleństwa. To była cudowna chwila. Codziennie witałam się z maleństwem, wieczorami dotykałam brzucha i w myślach śpiewałam kołysanki. Okazało się, że narzeczona kuzyna męża też jest w ciąży i mamy podobny termin. Wspólne plany, spacery, zabawy.

moja miłość

Ciągle miałam myśl, że może coś być nie tak. Mężowi mówiłam o swoich objawach

Wybraliśmy się do rodziny 300 km od nas. Pewnego dnia zauważyłam plamienie. Pomyślałam, że może przemęczyłam się i to efekt. Z mężem stwierdziliśmy, że udamy się na pogotowie, aby sprawdzić, czy wszystko ok. I tu zaczął się koszmar. Lekarz zbadał mnie i kazał położyć się na USG. Cisza… Okropna cisza… Zaobserwowałam, że próbuje wysłuchać tętna… A po ciszy jego słowa „Nie lubię przekazywać takich informacji, ale nie ma tętna. Przykro mi, ciąża nieżywa”.

Świat posypał się w kawałki…

Płakałam na fotelu. Widziałam minę męża… Ledwo się trzymał… A ja dalej płakałam. Nasz aniołek zmarł w 7 tc. Zdecydowałam, że wracamy do domu.

I tu zaczęło się piekło. Moja lekarka powiedziała, że nie ma miejsca w szpitalu i mogę pojawić się w piątek (we wtorek dowiedziałam się, że dziecko nie żyje). Miała nadzieję, że może poronię samoistnie w domu.

Myślałam, że jak pojadę do innego szpitala, to może uzyskam pomoc. I znów się pomyliłam. Pojechaliśmy do innego szpitala – tam potraktowali mnie jak śmiecia. Weszłam do gabinetu. Lekarz jak się dowiedział, że jestem z zewnątrz, wyrzucił mnie z gabinetu i kazał czekać, aż zbada SWOJE pacjentki.

Pielęgniarka wzięła mnie za ramiona i wyrzuciła na korytarz

Potem było jeszcze gorzej – zbadał swoje pacjentki i chciał wychodzić z gabinetu. Pielęgniarka wspomniała mu, że jeszcze ja czekam z plamieniami. Mimo że nie zrobił wywiadu, nie zobaczył karty ciąży, powiedział słowa „Na zabieg skierować”. I wyszedł… Potem zbadał mnie rezydent i powtórzył to co lekarz „Na zabieg”. Nawet nie zrobili wywiadu! Wyszłam i nie wróciłam tam.

W piątek pojawiłam się w szpitalu. Podali mi tabletki. Myślałam, że będę zwijała się z bólu, ale było jak podczas okresu. Poszłam do toalety, bo stwierdziłam, że w ogóle aż tak nie boli, to pewnie się nie rozkręca… Myliłam się… Wstając z toalety, spuściłam wodę, a wraz z wodą moje Maleństwo… ;( ;(

Byłam w szoku

Nie wiedziałam, co mam zrobić ;( ;( ;( Rano myślałam, że to się skończy, a Bóg chyba miał inne plany. Okazało się, że nie oczyściłam się sama i trzeba robić zabieg… Tak chciałam go uniknąć… Ciągle powtarzałam sobie w głowie „Maleństwo nie mogło żyć we mnie, a nie chce mnie opuścić”… Po zabiegu wróciłam do domu… Zamiast wrócić ze szpitala z dzieckiem, wróciłam sama – pusta…

Płaczę po kątach… Ciągle myślę „Dlaczego my?! Czy aż tak złymi ludźmi jesteśmy?! Co złego w życiu zrobiliśmy, że Bóg nas tak karze?! Inni piją, ćpają, nie dbają o siebie i rodzą dzieci. Za jakie grzechy!? Gdzie sprawiedliwość?!”

Mam okropny żal. Z czasem zrozumiem, że tak musiało być. Ale teraz nie rozumiem, dlaczego taka kara spotkała nas…

Prawdziwie serce pękać może tylko po stracie serca, które biło kilka centymetrów pod Twoim… Śpij słodko, mój Aniołeczku. Wiem, że będziesz przy nas i przyniesiesz nam szczęście.

Twoją mama i Twój tata. Kochamy Cię…


historia baner 2

 

Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, wypełnij formularz.

 


Przeczytaj też inne historie TUTAJ >>> Wasze historie

Zdjęcie: ©DesignNPrint/pixabay.com

Oceń

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *