Ciąża pojawiła się nagle i razem z narzeczonym byliśmy zaskoczeni. Mimo dużego strachu przed nowym bardzo nas ucieszyła.
Pierwsze dni po pozytywnym wyniku były pełne emocji i ekscytacji.
Nadszedł czas pierwszej wizyty u lekarza. Ciąża potwierdzona, pierwszy termin porodu policzony na dzień 14 lutego, jednak podczas badania nie słychać pracy serca. Lekarz uspokoił i zaprosił na wizytę po 2 tygodniach bo tak się zdarza i zapewne jeszcze jest za wcześnie, to jest kwestia kilku dni kiedy serduszko zacznie bić.
Wróciłam do lekarza po dwóch tygodnikach które przepełniły mnie jednocześnie wielkim lękiem ale i nadzieją ponieważ nic się przez te dwa tygodnie nie wydarzyło, żadnych skurczów, krwawień. Czułam tylko że moje wcześniejsze objawy ciąży jakby ustąpiły: mdłości poranne i senność.
Wizyta u lekarza pierwsze badanie potwierdziło obecność ciąży jednak dalsze USG ukazało że ciąża jest martwa, dziecko się nie rozwija. Był to wielki szok i resztę wizyty pamiętam jak przez mgłę. Dostałam zalecenie aby za dwa dni zgłosić się do szpitala.
Był to najtrudniejszy okres w moim życiu, nosiłam swoje martwe dziecko pod sercem.
Po zgłoszeniu się do szpitala, otrzymałam tabletkę i przez kilka godzin czekałam az moje dziecko ze mnie wyleci. Czas oczekiwania na to był straszny, chciałam mieć to za sobą, dopiero po 7 godzinach poczułam że się zaczęło. To było straszne przeżycie i zapewnienia położonych i lekarzy że to będzie mocniejszy okres nie miały nic wspólnego z rzeczywistością.
Do tego położona która na łóżku kazała się rozbierać i pokazywać jak krwawię komentując że to jeszcze nic i ” Muszę się porządnie rozkrwawić”. Po 9 h w szpitalu przyszedł lekarz z informacją że czeka mnie jeszcze zabieg. Odbyło się to bardzo szybko i żałowałam że się obudziłam bo wolałabym przespać całą noc a tu zaledwie po pół godziny ocknęm się w pokoju i już tego samego dnia opuszczałam szpital sama bez mojego dziecka..
Teraz po kilku miesiącach jestem w wielkim strachu co przed nami. Historia trwa…