Z parterem staraliśmy się przez dłuższy czas o dziecko. Była to droga pod górkę, ponieważ pojawił się problem z miesiączką. Bywało, że potrafiłam jej nie mieć nawet przez 3 miesiące. Pani ginekolog potwierdziła, że cierpię na zespół policystycznych jajników (PCOS). Tak zaczęłam brać potrzebne leki i czekałam na kolejną miesiączkę.
Miałam boleści brzucha podobne do tych przy miesiączkach, ale krwawienia nie było. Do głowy przyszedł mi pomysł zrobienia testu ciążowego. Na moje zdziwienie wyszedł pozytywny! Zrobiłam jeszcze trzy kolejne – wszystkie pozytywne. Takiej radości nie można opisać!
Pani ginekolog potwierdziła ciążę. 5 tydzień. Radość rosła wraz z pierwszym USG. Cieszyliśmy się, że nasze małe marzenie w końcu się spełnia. Poinformowaliśmy rodzinę i bliskich przyjaciół.
Kolejny termin USG miałam po 4 tygodniach od pierwszego. Lekarka powitała mnie z uśmiechem tłumacząc, że badania krwi wyszły pozytywnie i na pewno cieszę się na usłyszenie serduszka oraz zobaczenie maluszka.
Jak tylko usiadłam na fotel i badanie rozpoczęło się, Pani ginekolog zaniemówiła. Po dłuższym czasie powiedziała „płód jest dosyć mały jak na 9 tydzień”. Nie wiedziałam jeszcze co to dokładnie oznacza.
Czułam, że nie mówi mi wszystkiego. Zapisała mnie na badanie kontrolne, tydzień później. Rozpacz zaczęła się po wyjściu z gabinetu. Dzięki Bogu panie na recepcji zaopiekowały się mną. Od razu po wejściu do auta zadzwoniłam do partnera, aby powiadomić go o obawach lekarki.
Kolejny tydzień – Pani ginekolog poinformowała mnie oraz mojego partnera, że zgodnie z przewidywaniami, płód obumarł, serce nie bije. Tego uczucia nie da się życzyć nawet najgorszemu wrogowi. Nikt, kto tego nie przeżył, nie zrozumie. Ból i rozpacz to mało powiedziane. Nie wiedziałam, że można pokochać kogoś całym swoim sercem, kogo jeszcze nie poznaliśmy. Nawet nie wiem, czy nasz Aniołek to dziewczynka, czy chłopiec. Tyle pytań, a tak niewiele odpowiedzi. Już teraz boję się przyszłości.
Dzisiaj, tj. 23.11.23, jestem dzień po łyżeczkowaniu. Ból fizyczny i psychiczny pozostaje. Na moje nieszczęście, wczoraj zawieziono mnie na salę operacyjną zaraz po tym jak jedna z Pań urodziła niemowlę, na które musiałam przed zabiegiem jeszcze popatrzeć. Sami wyobraźcie sobie moją reakcję.
Najgorsze pocieszenie jakie usłyszałam?
„Mogło być gorzej, to był początek ciąży” lub „jesteś młoda, jeszcze tyle przed tobą”.
Błagam ludzie! Tak się nie pociesza nikogo po stracie dziecka, nawet tego, które w brzuchu było zaledwie przez 2 miesiące.
Drogie mamy, które tak jak ja, przeżyłyście stratę – życzę Wam dużo siły i zrozumienia ze strony bliskich ❤️
Agata
—
Jeżeli Ty też chcesz podzielić się swoją historią, możesz zrobić to tutaj: https://www.poronilam.pl/kontakt/podziel-sie-swoja-historia/
Byłam w tej samej sytuacji, doskonale Cię rozumiem
Znam twój ból… Ja 8 tygodniu. A jestem na oddziale położniczym w Niemczech. Więc mam sale a obok mnie pokoje z codami które się właśnie narodziły … I ja która słyszę palacz … Czuję ból i cały czas nie wiem co mam robić. Tu czekają z lyzeczmowaniem do chwili jak organizm nie chce nic sam oczyszczać. Więc Wielkanoc będzie ciekawa.pozdrawiam i łącze się w bólu
Przykro mi z powodu Twojej straty. Również byłam w tej samej sytuacji i doskonale wiem co teraz czujesz.