Prawie rok staraliśmy się o drugie dziecko, w końcu zrobiłam test – wynik pozytywny! Szok i niedowierzanie. Udało się. Skakaliśmy pod sufit. Od 5 tygodnia byłam pod opieką lekarza, wszystko było dobrze, w 8 tygodniu podczas badania słyszałam, jak bije serduszko.
Byłam tak szczęśliwa, że mogłabym góry przenosić
Niestety córka się rozchorowała i gdy czuła się już lepiej, mnie złapała choroba. 3 dni gorączki, kaszel, katar. Nie poddawałam się. Mąż opiekował się mną. Tydzień w łóżku i czułam się o wiele lepiej. 14 lutego podczas wizyty w łazience zobaczyłam krew.
Byłam spanikowana, od razu zadzwoniłam do przychodni, czy obojętnie jaki lekarz mnie przyjmie. Niestety Pani odesłała mnie na SOR. Zadzwoniłam do męża z płaczem, że muszę do szpitala. W ciągu 15 minut przyjechał do domu z pracy.
Załatwił prywatną wizytę, pojechaliśmy
Przede mną dwie kobiety, czekałam i płakałam. Bardzo się baliśmy… W końcu moja kolej. Wchodzę. Ledwo powstrzymuję płacz. Lekarz mnie bada. „No tak, krwawi Pani, ale serce bije, niech Pani zobaczy”.
Spojrzałam w monitor, odetchnęłam z ulgą. Po krótkiej rozmowie wyszło, że jestem przemęczona i to może być przyczyna krwawienia, mam odpoczywać. Oczywiście zapisał mi tabletki na podtrzymanie i na ból brzucha. Wróciliśmy do domu. Mąż pościeli mi łóżko i kazał leżeć.
Następnego dnia rano brzuch bolał jeszcze bardziej
Poszłam do łazienki, krew wylatywała skrzepami, bałam się, ale myśl o bijącym serduszku uspokajała mnie na duchu. Będzie dobrze, myślałam. Wróciłam do łóżka. Zasnęłam – niestety nie na długo. Ból postawił mnie na równe nogi.
Poczułam, że muszę pilnie do toalety. Krew leciała jak szalona. Spojrzałam do muszli i zobaczyłam… moje 10-tygodniowe maleństwo leżało na papierze wśród krwi. Nie wierzyłam w to, co widzę. Zawołałam męża, przybiegł.
Przez chwilę patrzyliśmy w milczeniu
Wyciągnęłam moją kruszynkę i położyłam na czystej chusteczce. Trzymałam w dłoni swoje dziecko i nic nie mogłam zrobić. Pojechaliśmy do szpitala. Położna wzięła od nas dziecko i kazała czekać na lekarza. Była 7:29, lekarz przyjął mnie o 9. Musiałam siedzieć na izbie wśród kobiet, które przyjechały rodzic swoje dzieci. To, co czułam, jest nie do opisania…
Zostałam przyjęta na oddział, jak to stwierdziła Pani doktor: „Trzeba oczyścić organizm z pozostałości ciąży”. Płakałam bez przerwy. Choć lekarze na oddziale mnie pocieszali, że będzie dobrze, że jestem młoda, że będę miała jeszcze dzieci. O 13.30 byłam już po zabiegu. O 17 wyszłam do domu.
Serce pękło mi na tysiąc kawałków
Nie mogę się pozbierać, ciągle płaczę. Zamykam oczy i widzę te malutkie rączki, nóżki, główkę, które trzymam w rękach. Ciągle nie mogę w to uwierzyć, że nie ma już go z nami. Obwiniam się. Może zrobiłam coś nie tak.
Serce pękło mi na tysiąc kawałków. Tylko kobiety, które to przeżyły, zrozumieją mój ból, moją rozpacz. Moją pustkę.
Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, wypełnij formularz.
Przeczytaj też inne historie TUTAJ >>> Wasze historie
zdjęcie: pixaby.com
21.06 tego roku, czyli trzy dni temu straciłam trzecie dziecko.Do 31 maja było wszystko dobrze, później już tylko gorzej.Rozpacz, żal, łzy i wyrok,skierowanie do szpitala. Brak rozwoju, znowu stanęło na 6 tygodniu a dziecko powinno być już starsze.Widziałam je, a w piątek już nic.Stwierdzenie lekarza trzeba wyczyścić, a potem do domu, postawić się i badanie genetyczne bo coś ze mną nie tak.Od 21 czerwca od godziny 20.37 nie umiem żyć, oddychać, nie wiem co robić.Dlaczego ja i trzy moje straty. Co zrobiłam nie tak, za co. Ja Ciebie rozumiem, wiem co czujesz, wiem jak to jest